Wojciech Kulak, Interia: Która zima była dla pana bardziej intensywna? Ta tegoroczna, kiedy klub przystępuje do rozgrywek jako jeden z faworytów do awansu do PGE Ekstraligi czy zeszłoroczna, gdy drużyna szykowała się do debiutu w eWinner 1. Lidze? Grzegorz Leśniak, prezes Cellfast Wilków Krosno: - Ta zeszłoroczna. To było wejście na wyższy poziom rozgrywkowy i wykonywanie wielu czynności po raz pierwszy, żeby dopasować klub, drużynę oraz stadion do odpowiednich wymogów. Trzeba było chociażby mocno przemeblować skład, by myśleć o skutecznej rywalizacji i nie drżeć o utrzymanie. Poza tym była kwestia budowy potrzebnych masztów oświetleniowych, przez co mieliśmy momentami ograniczony dostęp do toru. Do tego doszły jeszcze sprawy covidowe i związane z nimi obostrzenia. Przez to było trudno dostać się gdziekolwiek w kraju i za granicą na treningi. Jakby tego było mało, musieliśmy zbudować budżet znacznie większy niż ten, którym z kompletem zwycięstw wygraliśmy w drugiej lidze. Na szczęście wyszliśmy z tego obronną ręką, ale muszę przyznać że tamte działania spędzały sen z powiek. W tym roku pewnie też nie ma nudy. - Teraz też nie ma sielanki, bo kontrakty zawodnicze w całej eWinner 1. Lidze poszły w górę. W związku z tym jest znów mozolna praca nad budowaniem budżetu klubu. Cieszę się jednak z tego, że większość rozmów z partnerami biznesowymi jest znacznie bardziej konstruktywnych niż miało to miejsce przed rokiem, bo ten sukces pierwszoligowy sprawił że staliśmy się bardziej rozpoznawalni niż byliśmy rok temu. Jesteśmy na zupełnie innym poziomie sportowym, organizacyjnym jeśli chodzi o działalność klubu. Niech pan pochwali się teraz wynikami sprzedaży karnetów w Krośnie, bo tu i ówdzie słychać, że znów bijecie rekordy. Kibice wciąż pamiętają o pojedynku ze Stalą Gorzów, z którą w zeszłym roku w pewnym momencie szliście łeb w łeb. - Przed rokiem sprzedaliśmy 1450 karnetów, a na dziś licznik zatrzymał się na liczbie 1880. Jest więc poprawa o prawie pół tysiąca, co jest ogromnym osiągnięciem. Bardzo możliwe, że do sezonu pęknie ta magiczna liczba 2000. Przeganianie się liczbami ze Stalą Gorzów to były medialne doniesienia, bo trudno było by klub pierwszoligowy wygrał z ekstraligowym. To byłby naprawdę jakiś fenomen. Nie zmienia to faktu, iż cieszy nas takie zainteresowanie. Z ręką na sercu, spodziewał się pan, że będzie aż tak dobrze ze sprzedażą karnetów drugi rok z rzędu? - Liczyliśmy na to, że będzie taki wynik, bo fani w Krośnie nigdy nie mieli do czynienia z takim żużlem, jaki jest w tym mieście obecnie. Wcześniej kluby z Krosna kończyły sezon zazwyczaj w dolnych rejonach najniższej klasy rozgrywkowej, a my dostarczamy naprawdę wielkich emocji. Poza świetnymi widowiskami jest też wynik. Starannie dbamy także o otoczkę okołomeczową. Staramy się, by sporo działo się na stadionie, a nawet w powietrzu, bo zmagania żużlowców urozmaicają samoloty Cellfast Flying Team. W skrócie - dzieje się i kibice dostają naprawdę dobre show. Zbieramy też dobre recenzje dotyczące samego widowiska sportowego. Ludzie z kraju i zagranicy przekazują nam, że świetnie ogląda się mecze z Krosna. Że mają swój koloryt. To nas bardzo cieszy i mobilizuje do dalszej pracy. Wpływ na sukces z karnetami ma też z pewnością wzmocniona siła rażenia zespołu, który nie ukrywajmy, znajduje się w gronie faworytów do zwycięstwa całej ligi. - Fani widzą, że dokonaliśmy dobrych zmian. Chociażby przemeblowana została formacja młodzieżowa i po sprowadzeniu nowych juniorów powinniśmy mieć jedną z czołowych par w lidze. Gdy do tego dodamy solidnych seniorów, którzy spowodowali to, że skończyliśmy poprzedni sezon na drugim miejscu, to widać gołym okiem jak wzrasta siła drużyny. Oczywiście stąpamy przy tym twardo po ziemi, bo rozgrywki są mocno obsadzone. Na pewno ta liga jest jeszcze silniejsza niż przed rokiem. Podchodzimy do wszystkiego z ogromnym optymizmem i mam nadzieję, że uszczęśliwimy najwierniejszych sympatyków. Rok temu zaimponowaliście całej żużlowej Polsce częstując kibiców stojących w kolejce po karnety ciepłymi napojami. Tej zimy znów było podobnie? - W tym roku nie było takiej konieczności, bo nie było -20 stopni i aż tak srogiej zimy. Tym razem zaczęliśmy sprzedaż już w listopadzie i na szczęście nie było wtedy takich szalonych temperatur. Jeżeli jednak przyszłoby załamanie pogody i historia zatoczyła koło, to na pewno ekspresy na kawę i wilcze krówki poszłyby w ruch, by kalorii tym trochę wychłodzonym ludziom dostarczyć, a przy okazji umilić im czas w oczekiwaniu na zakup upragnionego karnetu. Jakich imprez poza ligą mogą spodziewać się kibice w Krośnie? Rok temu zarówno półfinał indywidualnych mistrzostw Polski, jak i runda mistrzostw świata juniorów okazały się organizacyjnym sukcesem. - Imprezy typu półfinał IMP są przyznawane według kalendarza PZM. Na razie mamy zaplanowane trzy turnieje pozaligowe, czyli eliminację młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski, Puchar GKSŻ 250cc oraz zawody Nice Cup. Imprez o randze międzynarodowej nie mamy, ale też szczególnie o to jakoś nie zabiegaliśmy, gdyż trwa obecnie postępowanie przetargowe i niebawem będzie budowana trybuna na pierwszym wirażu. W związku z tym stadion będzie mocno zajęty pracami technicznymi oraz modernizacyjnymi. Liczymy, że po otwarciu tej trybuny, być może z końcem sezonu, uda się zorganizować jakąś fajną imprezę. Z drugiej jednak strony, my wiemy czego potrzebują nasi fani. Oni obecnie czekają i są głodni przede wszystkim emocji ligowych. Nie martwi się pan trochę budową nowej trybuny? Ostatnio światło dzienne ujrzała informacja o unieważnieniu pierwszego przetargu. Czy kibice mają się o co martwić? - Pierwszy przetarg został unieważniony, ponieważ kwoty zaproponowane przez ewentualnych wykonawców przewyższały budżet zaplanowany przez miasto na tę inwestycję. Już w miniony poniedziałek został ogłoszony drugi przetarg i 1 marca ma nastąpić rozstrzygnięcie. Zachowujemy zatem spokój. Wiemy też, że została zmieniona specyfikacja tej trybuny. Zostały zachowane wszystkie istotne elementy, ale będzie ona nieco odchudzona, by te oferty nie były aż tak wysokie. Liczymy na to, że umowa z wykonawcą niebawem zostanie podpisana i ruszy ta wyczekiwana przez kibiców inwestycja. My ze swojej strony pogodziliśmy się, że jeśli trybuna powstanie to dopiero na sam koniec rozgrywek. Najważniejsze jednak, by ta budowa ruszyła. Chyba zgodzi się pan ze mną, że fani zwyczajnie zasługują na tę inwestycję. - Zdecydowanie. Bardzo potrzeba tej większej liczby miejsc siedzących, a zwłaszcza na pierwszym wirażu, gdzie wiadomo że w żużlu dzieje się szczególnie dużo. Zawirowania z przetargiem nie wpłyną na opóźnienia związane z potencjalną budową? Właśnie z powodu ingerencji w tor na początku sezonu Cellfast Wilki czekają dwa wyjazdy. Nikt z pewnością nie chciałby, aby ta liczba meczów na obczyźnie na starcie rozgrywek została jeszcze powiększona. - To jest wszystko przewidziane i dlatego mamy taki terminarz na początku. Harmonogram prac nie uległ zmianie. Przetarg jest tak ogłoszony oraz rozpisany, że te prace na torze będą robione tylko w przedziałach czasowych o których wie PZM. Na pewno nie będzie problemu z rozgrywaniem domowych spotkań. Niebawem drużyna wraz ze sztabem szkoleniowym wybierze się do Arłamowa na przedsezonowe zgrupowanie. Ma pan zamiar odwiedzić swoją wilczą watahę czy nie zamierza pan przeszkadzać zawodnikom w przygotowaniach? - Wespół z wiceprezesem Robertem Węgrzynem mamy ogrom pracy w klubie. Ta pora roku to najbardziej intensywny czas dla zarządów klubów żużlowych. Chcemy jednak na jeden dzień podjechać do Arłamowa i omówić z zawodnikami plany związane z najbliższym sezonem. O ich formę nie trzeba się martwić, bo będzie tam cały sztab szkoleniowy na czele z Michałem Finfa i Ireneuszem Kwiecińskim oraz dodatkowym trenerem - specjalistą od przygotowania fizycznego. Wszyscy zadbają o to, by czas spędzony tam nie poszedł na marne. W Arłamowie pojawi się cały zespół czy nie będziecie specjalnie sprowadzać tam zawodników zagranicznych? - Na zgrupowaniu pojawi się pierwszy zespół, czyli Andrzej Lebiediew, Vaclav Milik, Tobiasz Musielak, Mateusz Szczepaniak, Rafał Karczmarz, Marko Lewiszyn, Franciszek Karczewski oraz Krzysztof Sadurski. Obóz rozpocznie się w Rzeszowie badaniami wydolnościowymi by porównać ich wyniki z jesieni. Co czeka drużynę po zgrupowaniu w Arłamowie? Są już plany dotyczące pierwszego wyjazdu na tor? - W marcu mamy zaplanowane zgrupowanie zagraniczne w chorwackim Gorican. Następnie ekipę czekają już sparingi (z Włókniarzem Częstochowa, ROW-em Rybnik, Kolejarzem Rawicz i Unią Tarnów - dop.red.). Jazdy nie powinno nikomu zabraknąć, a trzeba się dobrze przygotować, bo mamy szczególnie trudną inaugurację. Tak jak wspominałem wcześniej, drużyna zaczyna od dwóch wyjazdowych spotkań. Skala trudności jak widać jest bardzo duża. "Przegląd Sportowy" informował ostatnio o niepewnych losach klubu partnerskiego Cellfast Wilków, a mianowicie Spartana Przemyśl. W skrócie chodzi o kłopoty z miejską dotacją. Czy wspomoże pan kolegów z klubu z Przemyśla radą co powinni obecnie zrobić? - Cały czas jesteśmy ze sobą w kontakcie. Planujemy wspólne działania. Dodam, że wspieramy też Spartana finansowo. Współpraca między nami rozkręca się i wszystko zmierza w dobrą stronę. Nie ma realnego zagrożenia, że Spartan przestanie istnieć. My w Krośnie ściskamy kciuki, by miasto Przemyśl rozszerzyło wsparcie. W żużlu środki, które trzeba przeznaczać na sprzęt oraz utrzymanie toru są niestety bardzo duże. Myślę, że w tym przypadku wszystko będzie dobrze. Jest pan w stanie określić ilu nowych wychowanków mogą spodziewać się w tym roku kibice Wilków Krosno? - To pytanie na które będzie można odpowiedzieć po pierwszych wiosennych treningach. Zakupiliśmy motocykle i trzech adeptów przygotowuje się obecnie do egzaminu. Mocno inwestujemy w naszą żużlową akademię. Stawiamy nie tylko na świetny sprzęt, ale też w rozwój trenerów i kadrę mechaników, bo szkolenie w tym sporcie jest ważne. Dlatego właśnie wierzymy, w to, że tych wychowanków z roku na rok będzie coraz więcej. Kibiców może zainteresować chociażby informacja, iż mamy swoją własną koncepcję treningów, stworzoną przez Ireneusza Kwiecińskiego oraz Michała Finfę. Czyli ze złożeniem drużyny U24 po ewentualnym awansie do PGE Ekstraligi nie będzie problemu. - Na razie jest to melodią przyszłości, bo nas w PGE Ekstralidze nie ma. Nie wiadomo też kiedy i czy w ogóle się w niej znajdziemy. Natomiast jeśli się tam znajdziemy, to konfiguracją zespołu U24 na pewno sobie poradzimy. Szczęśliwe marynarki i koszule ma pan już gotowe w szafie na inaugurację sezonu? - Jeszcze nie zaprzątam sobie tym głowy, bo obecnie są ważniejsze sprawy i działania, które trzeba wykonać. Jak mówiłem, styczeń, luty i marzec są najbardziej pracowitymi miesiącami. To właśnie w tym momencie odbywa się mnóstwo spotkań. Poza tym trzeba wykonywać wiele telefonów, by wszystko zorganizować na sezon. Niestety Cellfast Wilki nie będą miały łatwego początku, bo zespół wybiera się na trudny teren do Gdańska. Na co liczy pan w starciu z Wybrzeżem, z którym nie zawsze było wam po drodze? - W 2021 roku w Gdańsku była porażka i remis, to teraz czas na wygraną. Z takim właśnie nastawieniem podchodzimy do tej inauguracji. Co warto zaznaczyć, na Wybrzeżu ciąży duże ciśnienie związane z tym spotkaniem, bo jak powszechnie wiadomo - w żużlu gospodarz musi wygrać. Dla gdańszczan porażka z nami byłaby katastrofą. Dodatkowo jest to zespół, który chce rywalizować o czołowe miejsca w lidze. Ma dwie wyraziste postaci - Wiktora Kułakowa i Jakuba Jamroga. My też chcemy odnieść sukces, jednak to ciśnienie jest bardziej po ich stronie. Z dużym spokojem podchodzimy więc do tego meczu. Najważniejsze, że wiemy jak się do tego starcia przygotować. Po cichu liczymy, że wywieziemy stamtąd dwa punkty.