Szkoleniowiec drużynowych wicemistrzów Polski w jeździe na żużlu jest przekonany, że gdyby w Tarnowie Amerykanin wystąpił, wówczas ze złotego medalu cieszyliby się kibice ze stolicy Dolnego Śląska. - Pamiętam jak kiedyś, bodaj przed Piłą tłumaczył się, że się potłukł, a taki Sullivan jechał ze złamanym obojczykiem na mecz do Częstochowy. Z Hancockiem w składzie spokojnie wygralibyśmy w Tarnowie. Pozostał niesmak - przyznał Cieślak, który jest dumny z postawy swoich podopiecznych na torze "Jaskółek". - Zdarzyło nam się w tym sezonie, że jechaliśmy w pięcioosobowym składzie w meczach, które mogliśmy wygrać. Od dawna występujemy bez kontuzjowanego Sławka Drabika, który zdobywał wiele punktów. Porozbijany był Hampel. W Tarnowie najstarszy zawodnik w naszym zespole miał dopiero 23 lata. I powiedzieliśmy sobie, że pal licho rutyniarzy Tomka Golloba i Rickardssona. Trzeba za to zatrzymać resztę Unii. I to się udało. Jednak zabrakło nam jednego jeźdźca - wyjaśnił Marek Cieślak, który chce kontynuować pracę we Wrocławiu. - Będą rozmowy z szefami klubu, nie chcę niczego ubiegać, ale z pracy we Wrocławiu jestem bardzo zadowolony. Postaramy się o dobrych młodzieżowców, a "stranieri" też będzie mocny - zapewnia szkoleniowiec Atlasu.