Bokserzy po zakończeniu kariery mają problemy neurologiczne, często narażeni są na udary. Hokeiści podobnie. Skoczkowie narciarscy wielokrotnie są na pograniczu anoreksji, a kolarze mają kłopoty z sercem. Żużlowcy często mają metale zamiast kości, a ich ciała przypominają wraki. Sport zawodowy to zdrowie tylko w teorii. W praktyce oznacza to masę wyrzeczeń oraz urazy, których czasem nie da się zaleczyć nawet do końca życia. W niektórych przypadkach sporty motorowe odbierają możliwość samodzielnego funkcjonowania. Tomasz Gollob to legenda polskiego i światowego żużla. Dla tej dyscypliny jest kimś mniej więcej taki, jak Adam Małysz dla skoków narciarskich, tylko że fenomen Golloba zaczął się trochę wcześniej. Wychowanek Polonii Bydgoszcz pobił mnóstwo rekordów, choć indywidualnym mistrzem świata został tylko raz. W 2010 roku w wieku 39 lat. Po tytule trochę zeszło z niego powietrze, swoje zrobiły też zmiany w sprzęcie. Gollob nie mógł sobie z nimi poradzić. W lidze prezentował się gorzej, wypadł z poważnej międzynarodówki. W kwietniu 2017 roku miał upadek podczas treningu na crossie. Od tego czasu jego życie to nieustanna walka z bólem. Żużlowy mistrz toczy walkę o swoje zdrowie Już kilka tygodni po wypadku lekarze mówili, że Gollob ma praktycznie zerowe szanse na powrót do stuprocentowo samodzielnego funkcjonowania. Obrażenia były na tyle duże, że zgodnie z tym co komunikowano mu wcześniej - nie było już dla niego części zamiennych. Po kraksie w Szwecji cztery lata wcześniej Gollob usłyszał, że lepiej żeby skończył, jeśli chce zjechać z toru w jednym kawałku. Nie posłuchał i niestety los brutalnie dał mu do zrozumienia, że może poszedł o jeden most za daleko. Od pierwszego publicznego wystąpienia po upadku na crossie (Gollob spotkał się z mediami jesienią 2017), żużlowy mistrz deklarował, że na pewno się nie podda i jego plany absolutnie jeszcze nie runęły. Było widać wolę walki, ale też świadomość powagi sytuacji. Dla wielu dziennikarzy zgromadzonych w bydgoskim szpitalu widok Golloba wjeżdżającego na wózku inwalidzkim był niczym strzał prosto w serce. Ten człowiek od zawsze kojarzył się z niezłomnością, siłą i kontrolą sytuacji. Tutaj było widać, że pewne rzeczy wydarzyły się naprawdę. To już nie był zwykły upadek. Gollob otwiera się na świat, ale wciąż bardzo cierpi Tomasz Gollob w pierwszych miesiącach po upadku nie do końca chyba wiedział, jak ma się zachowywać wobec mediów. Może też po prostu nie chciał, by widziały go w takim stanie. Raczej stronił od rozmów, nie pokazywał się publicznie. Widać było, że ma pewien kłopot z koniecznością zmiany wizerunku. Przełamał się jednak, choć łatwo nie było. Gollob zajął się pracą eksperta w studiu, czasem współkomentował mecze. Doradzał także zawodnikom, zdarzało mu się bywać na treningach Polonii Bydgoszcz, gdzie na bieżąco przekazywał swoje uwagi. Wkrótce minie siedem lat od tragicznego upadku żużlowego mistrza. Upadku, który odmienił jego życie. I choć medycyna w takich przypadkach zazwyczaj jest bezradna, to Gollob w głębi na pewno nie traci nadziei na chociaż częściowy powrót do sprawności. Jak sam mówił na wspomnianej konferencji, miał plan na dziesięć lat funkcjonowania w sporcie. Chciał pojechać w Rajdzie Dakar. I znając jego charakter, dopóki będą możliwości, on zrobi wszystko by znów poczuć smak sportowej rywalizacji.