Stanisław Chomski, czy człowiek od cudów Taka łatka została mu przypisana w tym sezonie, ale trudno, żeby było inaczej, jeżeli weźmiemy pod lupę kilka zdarzeń, w których Chomski pokazał, że można zrobić coś z niczego. Zacznijmy od tego, że przez niemal całe rozgrywki musiał borykać się z kontuzjami. Jak nie Vaculik, to Thomsen. Jak nie Thomsen, to Woźniak lub juniorzy. I tak w kółko. Trener Stanisław wykazał się jednak wyjątkowym wyczuciem i sprawnie przeprowadzał drużynę przez każdy kryzys. Majstersztykiem był pamiętny mecz z Torunia pod koniec sierpnia, w którym jego Stal przystąpiła do spotkania bez Vaculika i Thomsena. Zapowiadało się na wielkie lanie gości, a tymczasem gorzowianie długo trzymali wynik mając realne szanse na zwycięstwo. Chomski poprowadził mecz doskonale pod kątem taktycznym, a do tego zmobilizował Patricka Hansena, który w końcu zapunktował na dobrym poziomie. Jeszcze chyba nikt sobie wtedy nie zdawał sprawy z tego, że był to jasny sygnał - nawet osłabiona Stal jest w tym roku w stanie czynić cuda. Później Chomski wykazał się jeszcze raz. Chodzi o mecz półfinałowy z Włókniarzem Częstochowa. Kiedy po remisie na własnym torze wszyscy myśleli, że rozstrzygnięcia zapadły, wówczas gorzowianie pojechali pod Jasną Górę, gdzie działy się... cuda. Znakomity zmysł taktyczny szkoleniowca sprawił, że w większości biegów pod taśmą stawali Zmarzlik, Vaculik, lub Woźniak. I praktycznie ta trójka zatrzymała Włókniarz dając Stali upragniony awans. W pierwszym finale też świetnie rozpracował Motor i zapewnił swojej drużynie 12- punktową zaliczkę przed rewanżem. Taki rezultat sprawia, że to właśnie gorzowianie są teraz stawiani w roli faworyta do złota. Chomski wie, jak dotrzeć do zawodników Na czym polega wielkość Chomskiego? Poza świetnym zmysłem taktycznym trudno nie wspomnieć o dobrych relacjach, jakie łączą go z zawodnikami. Bardzo mocno ufa mu Bartosz Zmarzlik, a obaj panowie świetnie ze sobą współpracują. Podobnie jest z pozostałymi zawodnikami, którzy bardzo go szanują. Generalnie żużlowcy Stali traktują Chomskiego jako szefa w parku maszyn, a wbrew pozorom wcale nie jest to takie oczywiste w innych klubach. Trener Stanisław na szacunek jednak pracował latami. Jego kariera szkoleniowa jest już bardzo długa, a on sam z niejednego pieca jadł chleb. Najdłużej pracował oczywiście dla Stali, ale wcześniej związany był także z klubami z Gdańska, Torunia, czy Piły. W 2005 roku był selekcjonerem reprezentacji Polski na żużlu. Razem z kadrą zdobył na torze we Wrocławiu Puchar Świata. Coraz cześciej mówi o emeryturze - Nie wiem, jaka będzie moja przyszłość. Muszę się zastanowić, ale coraz częściej myślę, czy kontynuować pracę w żużlu. Mój kontrakt obowiązuje do końca października. Potem zobaczymy - mówił w ostatnich miesiącach Chomski dając do zrozumienia, że jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Skąd takie podejście? Zacznijmy od tego, że trener w tym roku osiągnął wiek emerytalny 65 lat. Werwy i wigoru do dalszej pracy mu nie brakuje, ale metryki ciężko oszukać. Poza wszystkim jest coś, o czym publicznie nie chce mówić głośno, a co odciąga jego myśli od pozostania w żużlu. My możemy się tylko domyślać. Być może temat dotyczy zawirowań wokół Stali po zatrzymaniu byłego prezesa Marka G. Od tego czasu w klubie doszło jednak do wielu pozytywnych zmian. Co prawda nowym działaczom nie udało się zatrzymać Bartosza Zmarzlika, ale klimat wokół Stali się uspokoił i dziś można patrzeć na przyszłość w świetlanych barwach. Na razie Chomski skupia się na tym co tu i teraz, czyli rewanżu w Lublinie i zdobyciu drugiego Drużynowego Mistrzostwa Polski ze Stalą. Jeżeli faktycznie uda mu się ta sztuka, stanie się głównym kandydatem do miana trenera sezonu. W zasadzie biorąc pod uwagę cały sezon i okoliczności zdobywania tego medalu, trudno w ogóle byłoby o wskazanie sensownego kontrkandydata. Ten rok należał po prostu do niego. Czytaj także: Król ściany wschodniej. To on dał Zmarzlikowi kontrakt życia