Dominik Kubera ponownie mógł nabawić się poważnej kontuzji dzień przed rundą Grand Prix na PGE Narodowym. W ubiegłym roku doznał urazu kręgosłupa, a jego kariera stanęła pod dużym znakiem zapytania. Polak miał ogromne szczęście, że nie doszło do paraliżu. Skandal w Grand Prix? Gwiazdor chciał składać protest Kiedy wyjechał na ten sam obiekt rok po tym wydarzeniu, to widać było w jego jeździe, że nie jest do końca sobą. Takie sytuacje siedzą człowiekowi z tyłu głowy, lecz sam zawodnik zawsze może się wytłumaczyć złym dopasowaniem. W drugim przejeździe upadł jednak na tor i przez chwilę się nie podnosił. Kibice już mieli najgorsze obrazki przed oczami, lecz skończyło się zaledwie na strachu. Sporo do powiedzenia miał jednak Mikkel Michelsen, który nie mógł z tego powodu "kręcić" kolejnych kółek podczas kwalifikacji. Grupę wygrał Kubera, lecz Michelsen był wściekły i chciał składać protest. W porę uspokoił go jego menadżer, który zadziałał w tej sytuacji. Przejazd powtórzono, lecz najwięcej zyskał na tym Robert Lambert. Brytyjczyk wygrał grupę i awansował do wyścigu sprinterskiego. Polak wskazał z czym ma problem Kuberze na szczęście się nic nie stało, a podczas wywiadu wyglądał na kompletnie niewzruszonego. Kibice wierzą, że to dobry prognostyk i jutro możemy się spodziewać udanych zawodów w jego wykonaniu. Sam zainteresowany przyznał jednak, że jeszcze gubi się w ustawieniach motocykla, próbując dopasować się na warszawski tor. Przed nim jeszcze cały jutrzejszy dzień, bo pierwszy wyścig zawodów rozpocznie się o 19:00. Kubera wybrał piętnasty numer startowy.