Debiutujący w cyklu Grand Prix zawodnik Lotosu Gdańsk wywalczył na Stadionie Olimpijskim cztery punkty i zajął ostatecznie 14. miejsce. Chrzanowski miał na swoje usprawiedliwienie również inny ważny powód. "Mój słabszy wynik spowodowany był także brakiem kontaktu z motocyklem w ostatnim tygodniu. Kiedy inni ścigali się w Szwecji oraz Anglii, ja biegałem po gabinetach lekarskich, lecząc uraz po kolizji (z Hancockiem i Walaskiem - przyp. red.) w minionym tygodniu. Brak czucia motocykla dawał mi się we znaki" - uzasadniał Chrzanowski. "Nie ma co za wiele szukać. Czołówka jedzie ostro. Chociaż można wygrać z lepszym, z teoretycznie słabszym przegrać, bo liczy się każdy punkt. Z turnieju na turniej powinno być coraz lepiej" - dodał Tomasz Chrzanowski. Tragedii z występu nie robił także Krzysztof Kasprzak, który startując z "dziką kartą" (w miejsce Roberta Miśkowiaka) zakończył zawody z takim samym dorobkiem jak Chrzanowski. "Psułem starty. Dopiero do ostatniego biegu podszedłem tak jak powinienem. Udało mi się założyć Adamsa i Crumpa z trzeciego pola. Wyszło na to, że mogłem być nawet w finale, ale cóż zrobić. Mogłem mieć 3 pkt więcej i było by dobrze. Dziś każdy mógł wygrać z każdym, co pokazał Antonio, który z czwartego pola startowego w finale wszystkich zamknął. Teraz zostanie mi liga, Szwecja, Anglia i MŚ juniorów, gdzie chcę awansować do finału" - zapewnia młody zawodnik Unii Leszno. Andrzej Łukaszewicz, Rafał Dybiński; Wrocław <a href="http://sport.interia.pl/gal">Zobacz GALERIĘ ZDJĘĆ z żużlowej Grand Prix we Wrocławiu</a>