Kwalifikacje przed turniejami cyklu Grand Prix pojawiły w żużlu przed sezonem 2019. Ówczesny właściciel praw do mistrzostw, brytyjska firma BSI, postanowił uatrakcyjnić sesje treningowe poprzedzające zawody i przekształcił je w kwalifikacje. Idea tej części weekendu jest oczywista - zawodnicy mają za zadanie wykręcić jak najlepszy czas okrążenia. Najszybszy zawodnik ma prawo wyboru numeru sobotniej rundy jako pierwszy. Sami żużlowcy wypowiadają się o kwalifikacjach umiarkowanie pozytywnie. - Och, zdecydowanie powinniśmy mieć prawo zakwalifikowania się, a później możliwość wyboru numery startowego. Wtedy jest to nasza decyzja, a nie loteria - mówił w rozmowie z Interią, po kwalifikacjach na PGE Narodowym, Tai Woffinden. Brytyjczyk nie był osamotniony w tej opinii. - Wygląda to bardziej profesjonalnie - skomentował nowy format, wybuchając śmiechem, Anders Thomsen. Kwalifikacje zniknęły w latach 2020 i 2021, jednak powróciły w sezonie 2022, już za kadencji nowego promotora - Discovery Sports Events. Choć zmienił się szyld i oprawa kwalifikacji, a i samym zawodnikom nowy format się podoba, niezmienne pozostało jedno - nuda. Tylko najwytrwalsi kibice są w stanie wysiedzieć przed telewizorem, lub na stadionie, nieco ponad godzinę by oglądać jak zawodnicy w pojedynkę jeżdżą wokół toru. Długo dłużej tak być nie może, bo nikłe zainteresowanie kwalifikacjami spadnie do 0. Walka w drabince załatwiłaby emocje? Praktycznie przy okazji każdych kwalifikacji, kibice wymieniają się pomysłami, jak uatrakcyjnić ten format. Jeden z pomysłów zakłada wprowadzenie odrobiny rywalizacji. Obecnie zawodnicy kręcą czasy i na ich podstawie zajmują pozycje w klasyfikacji. Format mógłby zostać zmieniony tak, żeby zawodnicy walczyli ze sobą bezpośrednio, w parach, w jakiejś drabince turniejowej. Opcje są dwie - zawodnicy mogliby walczyć albo na stoperach (najpierw jedzie jeden, zjeżdża z toru, później wjeżdża drugi żużlowiec), albo bardziej bezpośrednio na torze w formacie znanym, np. z łyżwiarstwa szybkiego. Zawodnicy mogliby zostać ustawieni na obu prostych, na tej samej wysokości i rywalizować, np. na dystansie jednego, czy dwóch okrążeni. Rywalizacja dalej nie byłaby pewnie przesadnie porywająca, ale działoby się wciąż więcej, niż dzieje się teraz. Czy włodarze zdecydują się na zmianę? Zdecydowanie powinni, bo to, co dzieje się w kwalifikacjach teraz nie przyciąga nowych fanów do czarnego sportu.