Piotr Rusiecki osiągnął z Fogo Unią Leszno bardzo wiele. Łącznie w swojej kolekcji ma pięć tytułów mistrza Polski i jedno wicemistrzostwo. Teraz klub przechodzi widoczny kryzys. Rusiecki zaatakował telewizję. Teraz tłumaczy się ze swoich słów Słowa prezesa leszczyńskiego klubu odbiły się szerokim echem w środowisku żużlowym. Działacz wprost oznajmił, że to telewizja zabija sport żużlowy. Jego zdaniem to oni są odpowiedzialni za spadek frekwencji na stadionach. Jak się później okazało statystyki tego nie potwierdzają, a na polskiego biznesmena wylała się fala hejtu. Teraz postanowił wycofać tak bezwzględne słowa. Wyjaśnił swój punkt widzenia. Miał na myśli, że brakuje większego zainteresowania naszą dyscypliną wśród młodych osób, a już szczególnie, jeśli chodzi o oglądanie spotkań na żywo na stadionie. Biznesmen chce kompromisu. "Trzeba wyważyć proporcje" Najczęściej używanym argumentem był ten, że to właśnie dzięki telewizji kluby otrzymują wielką kasę. Dwa lata temu podpisano nowy kontrakt telewizyjny, opiewający na 242 miliony złotych. Takich pieniędzy nigdy wcześniej nie było. Zaczęto produkować seriale, które pokazały kibicom żużel z całkowicie innej strony. W związku z tym nie rozumiano ataku prezesa na stacje telewizyjne. - Nie mam nic przeciwko telewizji, bo robią dobrą robotę. Pokazują żużel z każdej strony, tylko musimy znaleźć kompromis między pokazywaniem, a kibicowaniem na stadionach. Mamy aż za dużo tego żużla pokazywanego na żywo i nad tym trzeba się zastanowić i coś zrobić. Nie wiem, może niepotrzebnie aż tyle tego wszystkiego się pokazuje i kibicowanie przenosi się przed telewizor w domu - kontynuuje. - Owszem, powinniśmy pokazywać to co najlepsze, ale nie odbierajmy ludziom przyjemności chodzenia na stadiony. To wykańcza wiele tych mniejszych ośrodków żużlowych. A my pokazujemy wszystko co się rusza, wszystkie polskie ligi, plus jeszcze te zagraniczne. Jest tego wszystkiego przesyt i przekłada się to na frekwencję na stadionach w Polsce - tłumaczy. - Trzeba wyważyć te proporcje pokazywania żużla na żywo w telewizji i spotkać się gdzieś pośrodku. Uważam, że troszeczkę mniej tych relacji nikomu by nie zaszkodziło. Ani telewizji, ani klubom, ani kibicom - podkreśla.