Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że aby dostać kontakt w drużynie z najlepszej żużlowej ligi świata, to albo trzeba prezentować klasę światową, albo naprawdę się postarać. W końcu w PGE Ekstralidze jeżdżą największe sławy światowego żużla, zarabiające wielkie pieniądze i niejednokrotnie spotykające się w zmaganiach o mistrzostwo świata. Wobec utworzenia dodatkowych rozgrywek U-24, kluby zmieniły jednak nieco podejście do kontraktowanych żużlowców. Wielu nowych zawodników przewidzianych do startów w tej lidze, jest kompletnie nieznanych przeciętnemu kibicowi. Gdy spojrzymy na składy z ligi U-24, to rzuca się w oczy kilka dużych, uznanych już nazwisk. Głównie są to jednak juniorzy z PGE Ekstraligi, którzy starty w nowych rozgrywkach będą traktować jak dobry trening. Zauważamy jednak także mnóstwo tak zwanych "no name'ów", którzy wykorzystując sytuację, sami zaczęli zabiegać o możliwość jazdy. I tak właśnie do naszej ligi trafiło wielu żużlowców, którzy jeszcze rok temu nie mogli nawet o tym marzyć. Piszą: dzień dobry, chcę jeździć w waszej drużynie Jak się okazuje, już co najmniej kilku zawodników dostało szansę dzięki napisaniu maila do klubu. Niektórzy chwalą się tym nawet publicznie. Młody Australijczyk Mitchel Cluff odezwał się do Włókniarza Częstochowa, by zobaczyć czy jest szansa na angaż. Natychmiast skontaktował się z nim sam prezes i sprawa załatwiona. Tym samym aby dostać się do zespołu z PGE Ekstraligi U-24, nie trzeba spełnić żadnych wielkich wymagań. Wystarczy telefon i internet. Cluff nie jest jedynym, któremu udała się ta sztuka. Co jasne, przyjście do danego klubu takich żużlowców jak Cluff nie oznacza, że będą oni w jakikolwiek sposób brani pod uwagę przy ustalaniu składu pierwszej drużyny. Niemal na 100% są skazani jedynie na zespół U-24. Musiałaby się przytrafić jakaś plaga kontuzji, by któryś z kompletnie nieznanych i niedoświadczonych żużlowców zakontraktowanych jedynie na potrzeby nowych rozgrywek, dostał szansę w PGE Ekstralidze.