Miasto Zielona Góra podjęło pierwsze kroki w sprawie budowy stadionu piłkarskiego. Prezydent miasta Janusz Kubicki i wicemarszałek województwa lubuskiego Stanisław Tomczyszyn podpisali list intencyjny. Zielona Góra buduje stadion piłkarski, bo nie chce być białą plamą Obiekt piłkarski ma mieć pojemność 10 tysięcy, oświetlenie i podgrzewaną murawę. Jeśli zostanie wybudowany, to ma też powstać drużyna z prawdziwego zdarzenia. Jednak po kolei. Najpierw stadion, który ma kosztować 100 milionów. Prace miałyby się rozpocząć w latach 2023-2024. Wicemarszałek Tomczyszyn mówi jednak, że będzie to możliwe, jeśli wywodzący się z Zielonej Góry minster Łukasz Mejza dotrzyma słowa i pomoże w tym, by połowa kwoty potrzebna na budowę pochodziła z pieniędzy budżetu państwa. Prezydent miasta mówi, że stadion jest po to, by Zielona Góra przestała być białą plamą na piłkarskiej mapie, by dzieci miały, gdzie trenować, żeby po osiągnięciu pewnego wieku nie musiały odchodzić do innych ośrodków. Co plany miasta oznaczają dla Stelmet Falubazu i Enea Zastalu? Pytanie, co to wszystko oznacza dla innych kluczowych drużyn z Zielonej Góry. Jest żużlowy Stelmet Falubaz, jest koszykarski Zastal, a miasto chce inwestować w kolejną dyscyplinę. Czy liczącą 140 tysięcy mieszkańców Zieloną Górę stać na trzy kluby na wysokim poziomie? Przesłaliśmy kilka pytań prezydentowi miasta, ale ten nie odpowiedział na nie. Wróćmy zatem do przeszłości i przypomnijmy, jak z perspektywy żużla, który był od zawsze, wyglądało wejście mocnego Zastalu. - Część sponsorów się przeniosła, część zmniejszyła finansowanie. Jakoś daliśmy radę, choć tamta sytuacja odbiła się na wyglądzie stadionu. Wówczas sami łataliśmy dziury, bo zabrakło wsparcia miasta, by zrobić coś większego - mówi były prezes Falubazu Robert Dowhan. À propos stadionu, to żużlowcy mają w tym roku walczyć o powrót do PGE Ekstraligi, gdzie wymogiem jest odwodnienie liniowe i plandeka. To są koszty. Bez pomocy miasta tego nie da się zrobić. Nie w tym przypadku. Inaczej wyglądałaby sprawa, gdyby Falubaz nie spadł. Wtedy dostałby 6,5 miliona z kasy Ekstraligi i miałby na takie wydatki. Zielona Góra zadłużona, a żaden budżet nie jest z gumy Wracając do sprawy wejścia trzeciego gracza, prezes Dowhan zastanawia się nawet nad tym, czy założeniem ruchu z piłką nie jest chęć wygaszenia żużla i koszykówki. Trzeba jednak pamiętać, że o ile kilka lat temu, gdy mocniej wchodził kosz, to żużel nie miał tyle wspólnego z miastem, co obecnie, a były prezes Dowhan był w konflikcie z prezydentem Kubickim. Teraz Falubaz nie ma konfliktu z miastem. Ba, miasto jest większościowym udziałowcem. Żaden budżet miasta nie jest jednak z gumy. A już na pewno nie budżet zadłużonej Zielonej Góry. Gazeta Lubuska w lipcu tego roku wyliczała, że każdy mieszkaniec ma 1,8 tysiąca długu, bo Zielona Góra jest zadłużona na 224 miliony. W takiej sytuacji trzeba z pewnością liczyć każdy grosz i decydować, co będzie lepsze. Włókniarz Częstochowa też stracił na wejściu Rakowa W Częstochowie, gdy w siłę zaczął rosnąć piłkarski Raków, nagle zaczęło ubywać środków dla żużlowego Włókniarza. Jeszcze kilka lat temu żużel mógł liczyć na 3,5 miliona złotych z miejskiej kasy. W tym roku dostał 1,5 miliona, a za rok ma być tak samo. Jeśli Zielona Góra zbuduje mocną piłkę to, chcąc nie chcąc, też stanie przed dylematami komu i ile dać. No, chyba że cała ta akcja z piłką zakończy się tak, jak inicjatywa stworzenia piłkarskiego Falubazu przez Dowhana i Zdzisława Tymczyszyna. Tam były wielkie nazwiska, włączył się w to były piłkarz Lecha Poznań Piotr Reiss, ale miasto nie pomogło i wszystko rozeszło się po kościach. Jeśli jednak z tym nowym projektem będzie inaczej, to kibice żużla i Falubazu już mogą zadawać sobie pytanie, czy starczy miejskiej kasy dla ich ukochanej drużyny?