Mikkel Michelsen kontuzję złapał w najbardziej absurdalny sposób od czasu słynnego złamania nogi, jakiego podczas spaceru po parku maszyn doznał niegdyś Sebastian Niedźwiedź. Duńska gwiazda upadła na tor podczas próby toru przed półfinałem PGE Ekstraligi na toruńskiej Motoarenie imienia Mariana Rosego. Michelsen to lider Ten szkoleniowy błąd, popełniony bez żadnego kontaktu z rywalem może kosztować Motor bardzo wiele. Lubelski zespół walczy właśnie o swój pierwszy w historii tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Podopieczni Jacka Ziółkowskiego zdominowali fazę zasadniczą, ale w play-offach złapała ich zadyszka. Jej powodem jest przede wszystkim kryzys formy Maksyma Drabika, ale i słabsza dyspozycja właśnie Michelsena. Duńczyk swojej nogi co prawda nie złamał, ale kontuzja nogi była na tyle dotkliwa, że praktycznie uniemożliwiała mu chodzenie. Sporego zaparcia wymagało od niego samo dosiadanie motocykla, nie mówiąc o zdobywaniu jakichkolwiek Polaków. Sprawa jest o tyle poważna, że idzie w niej o kończynę prawą, a więc te ważniejszą dla żużlowca. To ona aktywnie uczestniczy w procesie kierowania motocyklem. Po słabszym finale w Gorzowie Michelsen zdecydował się na przerwę. Pokazał jak bardzo zależy mu na wyniku drużyny w rewanżu odpuszczając turniej Grand Prix w szwedzkiej Mallili i skupiając się całkowicie na rehabilitacji. Przed niedzielnym spotkaniem czeka go jeszcze próba generalna. W piątek w czeskich Pardubicach weźmie udział w finale Indywidualnych Mistrzostwach Europy. Duńczyk broni tytułu czempiona, ale nie ma już żadnych szans na sukces w klasyfikacji generalnej. To po prostu sprawdzian zdrowia. Cały Lublin z pewnością będzie mu się przyglądał z ogromna ciekawością.