Choć jeszcze nie skończyła się runda zasadnicza w PGE Ekstralidze, coraz więcej mówi się o transferach, a nie o samych wydarzeniach torowych. Zmarzlik w Motorze, Michelsen we Włókniarzu, Fricke w GKM, a Smektała w Unii. To są tematy najważniejsze. W szczycie sezonu żużlowego. Zdaje się, że doszło do pewnego absurdu, ale ten trend będzie trudno już odwrócić. Jesienią na rynku transferowym zostają - brzydko mówiąc - odpady. Żużlowcy niechciani w żadnym klubie. - Ja już nawet nie wiem, jak to komentować. Dochodzi do absurdu, zawodnicy zmuszają prezesów do składania im takich ofert, że przeczy to jakiejkolwiek logice. Średniak ligowy chce miliona. Przecież to się w głowie nie mieści. Sam fakt, że w lipcu ustala się składy na nowy sezon, to już w ogóle kabaret. Ale ja i tak uważam, że te rozmowy przeprowadzane są znacznie wcześniej - twierdzi Jan Krzystyniak. To poszło za daleko. Nic nie zrobimy Pojawia się coraz więcej pytań dotyczących tego, co można by zrobić w celu przywrócenia postanowień regulaminowych do realnego życia. Teraz wygląda to tak, że teoretycznie jest zakaz rozmów z klubami w trakcie sezonu, a w praktyce robi to każdy i wszędzie. Jan Krzystyniak uważa, że już niczego z tym nie da się zrobić. - Poszło za daleko. Aby zmontować silny zespół, trzeba rozmowy zacząć najlepiej jeszcze przed poprzednim sezonem. Prezesi niestety dają z siebie robić frajerów. Zgadzają się na chore kwoty, bo nie mają wyjścia. I potem zawodnik na 5-7 punktów zarabia kompletnie nieadekwatnie do poziomu sportowego - tłumaczy. Jak zwykle najtrudniej mają potencjalni beniaminkowie. W eWinner 1. Lidze głównym faworytem jest Abramczyk Polonia, ale co ma zrobić prezes Jerzy Kanclerz, skoro nie wie w jakiej lidze za rok pojedzie. Tymczasem sondowane nazwiska już uciekają. Przepadł Fricke, w Stali zostaje Woźniak. Jeśli Polonia awansuje, może mieć wielkie problemy.