W czerwcu 2022 prokuratura zatrzymała byłego już prezesa Stali Gorzów Marka Grzyba. Otrzymał on zarzut "prania brudnych pieniędzy" i 3-miesięczny areszt, który potem był dwa razy przedłużany. Stal musiała znaleźć nowego prezesa. Został nim popierany wówczas przez Remigiusza Turka Waldemar Sadowski. Potem Sadowski usunął Turka z rady nadzorczej, a dziś relacje między panami są bardzo chłodne. Pan Remigiusz w ostatnich dniach ponownie skrytykował prezesa w mediach społecznościowych. Nazwał go "Pinokiem", napisał też o braku zaplecza sponsorskiego i możliwych kłopotach z finansową płynnością. *** Dariusz Ostafiński, Interia: Uderzył pan mocno w prezesa Stali Gorzów w mediach społecznościowych. O co chodzi? Remigiusz Turek, były członek rady nadzorczej Stali: Ja nie uderzyłem, ja się tylko odniosłem do tego, co on powiedział dla Best Speedway TV. Gdyby tego nie zrobił, gdyby mnie nie ruszył, to pewnie już nigdy bym nie zabrał głosu. Zaraz po tym, jak zostałem wyrzucony, to dałem wpis na Facebooku, ale potem obiecałem sobie, że już nie będę zabierał głosu. Zostałem jednak wywołany do tablicy. Turek: Sadowski został przyniesiony przez Grzyba w teczce Cóż takiego powiedział prezes Sadowski, że tak pana zabolało? - Powiedział, że ludzi związanych ze starymi historiami trzeba było odsunąć. Powiedział też, że pozbył się tych, którym nie ufał. Problem w tym, że ja z żadnymi starymi historiami, cokolwiek to znaczy, nie miałem do czynienia. Byłem od załatwiania spraw technicznych, wykonywałem prace związane z odwodnieniem i nawodnieniem. Z mojej poręki był też pan, który wykonywał prace związane z modernizacją oświetlenia. Dziś ten pan skarży się, że nie został rozliczony. - Miał obiecane inne wartości rozliczeń. Z tego co mi mówił, to były prezes Marek Grzyb obiecał mu pewne rzeczy, potem się wycofał, a teraz ten pan stoi przed widmem bankructwa. - Stal obiecała, że pokryje koszty zakupu przewodów i całego sprzętu potrzebnego do wykonania inwestycji. Ja powiem tak, że prezes Sadowski wiedział o tym. Nie chcę mówić, jak się odniósł, bo zapomniałem. Cała ta operacja związana ze zmianami na górze w Stali jest nazywana czyszczeniem klubu z ludzi Grzyba. Pan czuje się człowiekiem byłego prezesa? - Ja czuję się człowiekiem, który z każdym stara się mieć dobre kontakty i z każdym potrafi się dogadać i załatwić ważną sprawę. Od prezesa Grzyba dostałem zielone światło na prace na stadionie. Nigdy w życiu nie byłem jednak jego człowiekiem. Nawet się nim nie czuję. Przykro mi było, jak to słyszałem. Tym bardziej, że to prezes Sadowski został przyniesiony przez pana Grzyba w teczce. Turek: Wtedy Waldek był kolegą. Teraz zerwaliśmy relacje Co wydarzyło się po ubiegłorocznym, czerwcowym zatrzymaniu byłego prezesa Grzyba za "pranie brudnych pieniędzy"? Nie miało to związku z jego działalnością w klubie, ale odcisnęło na klubie piętno. - Ja wtedy optowałem za tym, żeby pan Sadowski został prezesem. Wtedy to był Waldek, kolega. Teraz już nie jest, zerwaliśmy wszystkie relacje. W każdym razie, jak on został prezesem, to miałem taką rozmowę z nim i Danielem Miłostanem. I to on powiedział: mamy Waldka z przodu, ale nic się nie zmienia, robimy swoje. Miałem dalej pilnować spraw stadionu. A nie zaświtało panu, że coś się jednak zmienia, kiedy zwolniono dyrektora Tomasza Michalskiego. - Wiedziałem, że on nie płynie na jednym statku z panem Sadowskim i że to może się tak skończyć. Nie wiązałem tego jednak z moją osobą. Słusznie zwolniono dyrektora Michalskiego? - To był człowiek, który twardo stąpał po ziemi i potrafił przyciągnąć sponsora do klubu. Dbał o sprawy zewnętrzne, był stanowczy. Z powodu jego odejścia klub jest dzisiaj osłabiony. Mogę powiedzieć, że mnie też nie wszystko się u byłego dyrektora podobało, ale był skuteczny. Turek: Łatwo powiedzieć, że Grzyb z Michalskim zniszczyli klub W mediach już jednak pojawiają się tytuły, że były dyrektor Michalski i były prezes Grzyb zniszczyli klub. Ma to oczywiście związek z nieprawidłowościami przy rozliczeniu miejskiej dotacji. Prokuratura prowadzi dochodzenie, a obaj panowie już mają postawione zarzuty. - To tak łatwo powiedzieć: zniszczyli klub. Ja staram się patrzeć na obie strony medalu i mogę powiedzieć, że mnie brakowało tego, żeby prezes Sadowski powiedział: dziękuję Marek za to, co zrobiłeś. Przecież prezes Grzyb zainwestował w klub i zawodników wiele prywatnych środków. Na gali z okazji 75-lecia klubu wypadało też o tym powiedzieć. Ja jestem na takie sprawy bardzo wyczulony, bo jak kocham to nad życie. Ludzie niejednokrotnie popełniają błędy, ale warto pamiętać też o dobrych rzeczach, które zrobili. A pan Grzyb zjawił się w trudnym momencie. I mógłbym zapytać, gdzie pan był panie Sadowski, kiedy gorzowski klub tonął? Kiedy to się działo, to pan był w klubie od paru lat, miał pan swoją lożę na stadionie. Nic pan jednak nie zrobił. I wtedy pojawił się Marek Grzyb z poznaniakami i oni uratowali nasz ukochany klub. A co pan dobrego zrobił dla Stali? Kilka miesięcy temu nie zadałby pan tego pytania? - To prawda. Waldka ceniłem, uważałem, że podoła, ja się za nim wstawiłem i miałem wielki wpływ na to, że został prezesem. Za byłego prezesa też dałby się pan przed jego aresztowaniem pokroić? - Kiedyś to powiedziałem i nadal tak uważam, że zarzuty można każdemu postawić, ale do skazania daleka droga. Nie wiem, czy pan Marek popełnił błąd, bo nie mam wielkiej wiedzy o sprawie. To działo się poza klubem. Próbował się pan spotkać z panem Grzybem po jego zatrzymaniu? - Nie próbowałem, bo wiem, że nie ma takiej możliwości. Zdradza, że spółka skarbu państwa zostanie sponsorem Stali A w jakiej kondycji finansowej zostawił Stal prezes Grzyb? - Mnie się wydaje, że były środki na zamknięcie ubiegłego roku. Nie mam natomiast wiedzy, jak jest teraz, bo już mnie tam nie ma. Wydawało mi się, że coś pan wie, bo w ostatnim wpisie na Facebooku można przeczytać o braku zaplecza sponsorskiego Stali i problemach z utrzymaniem płynności w regulowaniu należności. - Wiem, że za chwilę pojawi się w Stali duży sponsor, spółka skarbu państwa. A o tych sponsorach to napisałem prawdę. Dzwonią do mnie ludzie z różnych firm i mówią, że odchodzą. Jeden powiedział mi, że miał telefon z klubu o dalszą współpracę. Przekazał, że powiedział: nie ma Remika, nie ma mnie. Jestem pozytywnie postrzegany przez okolicznych sponsorów. Znają mnie prywatnie, wiedzą, że szują nie jestem. Jak byłem w klubie, to dbałem o atmosferę. Jak ktoś miał urodziny, to był poczęstunek, śpiewaliśmy "sto lat". A jak jest teraz? - Teraz jest korporacja. Zresztą prezes sam powiedział, że nie ma już "Stalowej Rodziny". Chyba nie miał wyjścia, skoro głowa rodziny została aresztowana, a wszystko to, co działo się wokół zawodników na rynku transferowym, pokazało, że nie liczy się rodzina, że liczą się pieniądze. - I tu się z panem zgodzę. Turek: Powiedzieli, że są naciski ze strony prezydenta i radnych Pamięta pan dzień, w którym prezes Sadowski skreślił pana ze Stali? - Tak. Zostałem zaproszony przez prezesa na zarząd. Wtedy zapaliło mi się czerwone światełko. Pytam, po co czekać. Pojechałem, spotkaliśmy się z prezesem i Danielem Miłostanem. Oznajmili mi, że rozstają się ze mną, bo są naciski ze strony prezydenta i radnych dotyczące mojej osoby, że dlatego muszą mnie zwolnić. Dodali, że jestem osobą, którą jedni kochają, a inni nienawidzą. Z tego co mi wiadomo, to prezydent nie wtrącał się w sprawy personalne w klubie. Gdy wokół prezesa Grzyba było gorąco, to mówił, że to sprawa Stali, a nie miasta. Dlatego zapytam, czy może czasem nie było tak, że był pan zagrożeniem dla prezesa, bo w każdej chwili mógł pan zostać potraktowany jako jego potencjalny następca, czy wręcz alternatywa dla niego. - Nie chciałem o tym mówić, ale w kuluarach mówiło się, że stanowię mocne zagrożenie, bo jestem taką osobą, która z każdym potrafi zbudować dobre relacje. Już taki jestem, że z każdym porozmawiam, każdemu podziękuję, a jak trzeba, to wsiądę na rower i pojadę do sponsora. Z zawodnikami też dobrze żyłem. Są zdjęcia i filmiki u mnie w basenie, gdzie widać, że my naprawdę dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Wiem, że prezesowi się to nie podobało. Nigdy nie żałował pan tego, że wrzucił ten film z zawodnikami w basenie? - Nie, nigdy. Nie zrobiłem tego, żeby pokazać siebie, ale po to, żeby pokazać, że jest atmosfera w klubie. A jak pan pyta, czy kiedyś wrócę do Stali w innej roli, to odpowiem, że bacznie będę się przyglądał. Jak trzeba będzie, to założę koszulę. Jaką koszulę? Z herbem Stali? - Tak. Ona teraz wisi w szafie. Jest wyprasowana, pachnąca i zajmuje szczególne miejsce w tej mojej szafie. Mówi, co stanie się z Martinem Vaculikiem A co będzie z Martinem Vaculikiem? Czy pana konflikt z prezesem Sadowskim może spowodować, że Słowak odejdzie ze Stali? - Rozmawiamy z Martinem niemal codziennie, bo on u mnie mieszka. Powiem tak, że nie poruszałem tego tematu, bo było mi niezręcznie. W ubiegłym roku Martin miał wiele propozycji, ale został w Stali. Teraz też ma propozycje. - Ma, wiem o tym. Będziemy się temu wszystkiemu przyglądali i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na razie bardziej niż Martinem martwię się tym, co będzie ze Stalą. Terminarz jest kiepski. Tyle meczów w piątek. To nie jest dobre pod kątem frekwencji i kasy. Marek Grzyb zawsze ubolewał nad piątkami. W piątek człowiek przyjdzie z pracy, zje obiad i zmęczony po tygodniu roboty zamknie się w domu z rodziną, wypije piwo i zobaczy mecz w telewizji. Stal nie serwowała jednak atrakcyjnych spotkań, a dla telewizji to jest biznes. Wybiera to, co może być lepsze. - Wiem, ale boję się o frekwencję na zawodach, bo jest kryzys gospodarczy. Mam znajomych, co mieli kredyty na kwotę x, ale teraz ta kwota jest wyższa. Nic nie da się zaplanować. Wielu oszczędzało na wydatkach przy świętach z obawy o przyszłość. Wylicza ile wziął za odwodnienie i ile Stal na tym zaoszczędziła To prawda, że odwodnienie zrobił pan po kosztach? - Tak. Uznałem, że jako człowiek będący w klubie nie będę na tym zarabiać. Odwodnienie kosztowało mnie 387 tysięcy 428 złotych i 20 groszy. Bardzo pan skrupulatny. - Zapisałem. Od wbicia łopaty do uśmiechu przy odbiorze na stadionie. Pamiętam taką miłą rzecz, jak Leszek Demski, odbierając odwodnienie, powiedział, że jest pod wrażeniem i dodał, że jestem przykładem godnym do naśladowania. To była dla mnie najlepsza zapłata za te dni, kiedy od rana do północy siedziałem na stadionie i pracowałem. Sam jeździłem koparkami i z Jarkiem Gałą, toromistrzem Stali, zrobiliśmy coś, co można nazwać pomnikiem. Zresztą tak mi prezes Grzyb powiedział. Chciał mi dać za to reklamę, ale ja nic nie chciałem. Potem powiedział, że mogę kosiarką wyciąć napis: "Remik" na płycie boiska, a trawa w tym miejscu będzie bardziej zielona. Rynkowa cena odwodnienia wynosiła wtedy około miliona złotych. Wiem, bo pytałem prezesa Włókniarza Michała Świącika. Czyli klub zaoszczędził dzięki panu 600 tysięcy. - To ja w tym miejscu chciałbym pozdrowić prezesa Świącika, bo ma dla mnie otwarte serce i na mecze mnie zaprasza. A od prezesa Sadowskiego nawet karnetu nie dostałem. Chciałem, ale przekazał mi przez inną osobę, że nie zasłużyłem. Szkoda, bo kiedyś uważałem Waldka za super gościa, za przyjaciela. Nie spodziewałem się, że marynarka, którą założy, tak bardzo go zmieni. Bo chciałbym jeszcze powiedzieć, że nie tylko w stosunku do mnie zachował się nie fair. To znaczy? - Osób, które prezes po objęciu funkcji w pewien sposób wykorzystał, jest więcej. I nawet prostego "dziękuję" im nie powiedział za okazaną pomoc. Te osoby teraz nawet telefonu od niego nie odbierają. Najbardziej ie mogę się pogodzić ze zwolnieniem Piotrka Palucha. Jak można było tak potraktować człowieka tak zasłużonego dla klubu, który dla Stali jeździł za miskę zupy i nigdy nie zdradził klubu. Wierzę, że ten, co obejmie klub po Sadowskim, przywróci Palucha na stanowisko, a przy okazji przywróci też normalność w klubie. Bo obecny prezes otoczył się osobami, z którymi łączy go zażyłość finansowa lub sponsorska. A Stal to nie jest prywatny folwark, lecz ukochany klub wielu mieszkańców Gorzowa. Dodam, że z Piotrem Świstem, który został nowym trenerem juniorów Stali, jesteśmy super kumplami. Uważam, że dając etat Świstowi mógł też zostawić Palucha. Mogli to prowadzić razem. Zobacz również: Rosjanin dostał polski paszport. Wiemy, kiedy pojedzie