Kamil Hynek, Interia: Fogo Unia Leszno zakończyła sezon 2022 na szóstej pozycji. Tak źle nie było od dawna. Rufin Sokołowski, były prezes klubu z Leszna: Oby nie był to początek jakiegoś głębszego kryzysu, który będzie się ciągnął latami. Unia jest chyba najbardziej utytułowanym ośrodkiem w ostatniej dekadzie, ale teraz nastąpił wyraźny regres. Po okresie dominacji, czterech tytułach z rzędu, te sukcesy chyba ludziom też spowszedniały, a klub wpadł w samouwielbienie i stąd ta stagnacja. Mam nadzieję, że Leszno nie podzieli losu niektórych potentatów, którzy seryjnie kosili ligę, a potem spadali w otchłań. W samym zespole dojdzie do kilku zmian. Odchodzi m.in. - wychowanek Piotr Pawlicki. - Obie strony były już chyba zmęczone tą współpracą. Nie był to łatwy związek. Więcej tam było chyba burz z piorunami niż słońca. Smutne jest to, że Leszno nie może się dorobić wychowanka - lidera z prawdziwego zdarzenia. Duże nadzieje wiązano najpierw z bratem Piotrka - Przemkiem, potem próbowano forować Pawlickiego juniora. Połowa Polski korzysta teraz z leszczyńskiej myśli szkoleniowej. - To jest problem, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. Kibice byli przyzwyczajeni, że Leszno równa się walka o medale. Może teraz trudno im się pogodzić, że przyszły chudsze lata. - Ci ludzie na stołkach są jak spasione kocury. Te same osoby władają klubem od osiemnastu lat. Dopadła ich rutyna, wypalenie, nie ma zacięcia, ikry, takiego zwykłego entuzjazmu. Zastanawiam się, czy tym ludziom nie wyczerpały się już pomysły na prowadzenie ośrodka, czy komuś w ogóle zależy na dążeniu do kolejnych wysokich celów, czy jest to jazda dla sztuki, żeby warczały motory, a rozrywkę w weekendy mieli tylko najzagorzalsi fanatycy. To chyba ogólna tendencja, że obserwujemy odpływ kibiców ze stadionów. W Lesznie trwa także zaciskanie pasa. Co roku Fogo Unia osłabia się. Byki stać na dwie drogie gwiazdy, w tym przypadku Doyle’a i Kołodzieja, a reszta jest dorzucana na zasadzie metod prób i błędów? - Jak słyszę, że zawodnicy bawią się w trzy dziewiątki, albo trzy dziesiątki, to nóż mi się w kieszeni otwiera. To znaczy? Weźmy dziewiątki. Dziewięć tysięcy za punkt, dziewięćset tysięcy za podpis i dziewięć tysięcy za przyjazd na mecz płacone w formie ryczałtu. Za minutę roboty ci, którzy życzą sobie takiej wypłaty powinni zapieprzać na każdym torze, a nie, że zobaczą jedną dziurkę i celebryta w płacz. A potem dziwota, że po boju na śmierć i życie pokonujemy w SoN mocarną Finlandię. Wracając do Piotra Pawlickiego, uważa pan, że takie odcięcie pępowiny przyda mu się? - Mnie ogólnie nie podoba się trend, gdy z macierzystego klubu odchodzi stara gwardia. Wcześniej takie same emocje we mnie buzowały, kiedy z Unią żegnali się Kubera i Smektała. Jestem człowiekiem starej daty i często przemawia przeze mnie krzta romantyzmu. Uciekł pan trochę od pytania. - Nie będą mędrkował, czy to Piotra wyganiają, czy sam zdecydował się na taki krok, ale ja poruszyłbym niebo i ziemię, żeby młodszego Pawlickiego zatrzymać. Gdzie się nie przyłoży ucha, to idzie zetknąć się z informacjami, że Piotrek ma dość trudny charakter. Na półce z grzecznymi chłopcami, to on na bank nie stał i nie da sobie w kaszę dmuchać, a w jego towarzystwie czasami iskrzy. Na podkładkę mam taką dość smutną historię. Proszę. Piotrek wyrolował jakiegoś kolegę. Koleżka miał problemy w pracy, ale Piotrek porwał go na imprezę do Boszkowa. Wynajęli pokój i Pawlicki nagle zniknął. Do płacenia rachunków zostawił chłopaka w samych skarpetkach. Dla tego jegomościa kilkaset złotych, to była naprawdę poważna kwota, a Piotrek był już wtedy majętnym, zarabiającym na żużlu człowiekiem. Czyli te różne wyskoki Piotra, to nie tylko legendy. Zostawmy jednak prywatne sprawy na boku, Piotr mimo słabej formy wciąż się ceni. - Zachowanie godne potępienia, które dokumentuje, że Piotrek jest typem niepokornym, ale faktycznie... utnijmy ten temat. Największe pretensje mam do Piotra o to, że jest pazerny na parę złotych więcej w portfelu. Pawlicki nie chce zejść z pewnego pułapu finansowego, lecz taki już chyba urok tej rodziny. Parę sezonów temu, Przemek też pociął się z Unią o kasę. Szkoda tylko, iż wielkie oczekiwania nie idą w parze z wynikami i Unia nie dostaje nic w zamian. Powiem panu, że nawet mnie to trochę bawi. Dlaczego? - Czasy się zmieniły, tego nie neguję, lecz kiedyś budżet całej Unii Leszno wynosił 1,8 miliona złotych. Tyle wystarczy obecnie na waciki dla lidera. Dokąd my zmierzamy? A żużel przejęli ponoć profesjonaliści, wielcy biznesmeni z głową na karku i smykałką do interesów. Przepraszam, ale aż się we mnie krew gotuje, jak sobie przypomnę tego głupka Witkowskiego, byłego prezesa PZM, który podawał Unię Tarnów za przykład klubu idealnego. Przekonywał wszystkich, że wystarczy pójść ich śladem, założyć spółkę akcyjną i mistrzostwo Polski masz w kieszeni. Żużel, to aktualnie w znacznej mierze biznes. - Do żużla weszli ludzie, którzy zamiast źrenic mają dolary, zaczęli przeliczać wszystko na forsę. Te wspaniałe spółki akcyjne doprowadziły do kosmicznych płac. Zamiast pomagać klubom, to my je jeszcze deptamy i doprowadzamy do samozaorania dyscypliny. Odwodnienia, liniowe, tysiące komisarzy, "szmery", bajery", "cuda na kiju". Jakby tego było mało, telewizja trzyma w garści czarny sport. Piotr Pawlicki był w Lesznie pod delikatnym parasolem ochronnym. We Wrocławiu skończy się głaskanie. - Te wybryki Piotra, to może być tylko pretekst, żeby się go pozbyć. Jak to, co na koncie i wyniki się zgadzają, jest "big love". Wszyscy padają sobie w ramiona i jest cacy. Nie ma sianka, nie ma granka mawiał klasyk. Poradzi sobie we Wrocławiu? - Podejmując decyzje o przejściu do Wrocławia, Piotr raz zalicza skok na kasę, a dwa świadomie podpisał zgodę na rolę drugoplanową. Obrał kierunek na przeciętniactwo. Może świadomie woli usunąć się w cień, zrzucić z siebie odpowiedzialność frontmana i być doparowym. To niepokojący objaw świadczący o braku ambicji. Już w bieżących rozgrywkach Piotrek dostał pstryczka w nos. Nie ustawiano go z juniorem, a wcześniej przy tym układzie, z klucza, na dzień dobry wpadały dwa punkty i niezłym rozkładem biegów, do dziesięciu oczek z bonusami przeważnie się doczłapywał. Jest Woffinden, Janowski, jeśli zielone światło na powrót do ścigania dostanie Artiom Łaguta, to Piotr będzie dopiero czwartym do brydża. Siedem punktów jest w jego zasięgu, a wówczas nikt nie będzie miał do Piotra pretensji. Do Leszna po dwóch latach przerwy wróci prawdopodobnie Bartosz Smektała więc suma "swojaków" będzie się zgadzać. - Nie widzę przeciwskazań, żeby nie mogło być dwóch. To nie handel wymienny. Unia jest drużyną wiekową. Doyle i Kołodziej, którzy zarobią fortunę za chwilę zahaczą o czterdziestkę. Mogą w każdej chwili powiedzieć pas. Smektałę przyjąłby pan z otwartymi ramionami, ale to także zupełnie inny charakterologicznie zawodnik niż Pawlicki. - Bartosz jest na zewnątrz bardziej kulturalny, stonowany. Dalej będę jednak się upierał, że Unia potrzebuje skurczybyka Pawlickiego i ułożonego emocjonalnie Smektały. Równowaga w przyrodzie, to rzecz święta. Przedtem wspomniał pan o Kuberze, że jego miejsce jest w Unii i nigdy nie powinien wyfrunąć ze Smoczyka. Na teraz, Leszno nie ma podjazdu finansowego do Motoru, ściągniecie Dominika jest nierealne. - Tu nie chodzi o pieniądze. Tam za kulisami musiało coś się wydarzyć. Podejrzewam, że jedna strona powiedziała coś dosadnie, druga odburknęła i bigos gotowy. W tym środowisku noże i widelce latają dość często. Być może Dominik przyszedł w połowie 2020 roku na negocjacje, a jeden z właścicieli pokazał mu drzwi i krzyknął wy...pad z baru? Proszę zobaczyć, Kubera bardzo zdawkowo zabiera głos o dawnym pracodawcy. Wręcz nie pała do niego sympatią. Wydaje się, że jest wyraźna zadra. - Raz spalone mosty trudno potem odbudować.