Wszystkie kluby prowadzą sprzedaż karnetów na sezon 2023. Sprzedaż - w większości przypadków - idzie dość opornie. Zdarzają się jednak takie wyjątki, jak w Lublinie czy Krośnie, gdzie od pewnego czasu jest wielki "boom" na żużel. Fani Motoru zresztą przeszli samych siebie, wykupując wszystkie 7,5 tysiąca karnetów w 30 sekund. Inni nie mogą pochwalić się takim zainteresowaniem. Gdzie tkwi problem? Sokołowski: Komisarze psują widowiska W pierwszej kolejności Rufin Sokołowski zwrócił uwagę na pracę komisarzy. - Psucie widowiska w żużlu przez komisarzy torów polega na tym, że robią tor tak, żeby najlepiej jechało się przy krawężniku. Gospodarze, w przeciwieństwie do gości, zawsze pojadą bliżej bandy. Czyli wybijają im atut własnego toru. Powoduje to mniejszą liczbę wyprzedzeń i spadek atrakcyjności zawodów. Kibice wstają dwukrotnie w trakcie wyścigu - kiedy gospodarze wygrają start 5:1 oraz kiedy miejscowy zawodnik wyprzedzi gościa na dystansie. Po to ludzie przychodzą na żużel. Jak im się to zabierze, to przestają chodzić - komentuje były działacz. Frekwencja mocno spadła, m.in. w Lesznie. W 2022 roku średnia wyniosła zaledwie 5,5 tysiąca (przed covidem była dwukrotnie wyższa). - To bezwzględnie wina polityki cen biletów władz klubu, które przyszły po mnie. Ja miałem średnią widownię w I lidze, a później w ekstralidze około 11 tysięcy. Ale to nie była moja zasługa, tylko zasługa moich poprzedników, którzy wprowadzili taką politykę cenową, że dzieci były przyzwyczajone do oglądania żużla na żywo. W telewizji oglądano tylko powtórki, żeby wszystkie wydarzenia sobie poukładać. Bilety dla kobiet i dzieci były niezwykle tanie, ceny symboliczne. Młodzież miała mieć nawyk oglądania żużla na żywo. Później powstały spółki, które nie interesowało nic innego od zysków. Ulgi dla każdego zaczęły ginąć. Na razie zniszczono jedno pokolenie kibiców - ocenia Sokołowski. Udział telewizji Nasz rozmówca wypowiedział się także na temat telewizji. - Jej interes jest taki, żeby kibice nie byli na stadionie, tylko siedzieli w domu przed telewizorem. Wtedy jest większa oglądalność i większe dochody z reklam. Mamy tutaj sprzeczność interesów. Telewizja dyktuje warunki gry, określa regulaminy, mówi jakiej narodowości zawodnicy nie mogą jeździć. Mogę posłużyć się przykładem Rosjan. Ich wykluczenie to dla mnie rasistowski krok. Patrzę na to z punktu widzenia podaży dobrych zawodników. Przez taką decyzję podaż spadła przynajmniej o kilkanaście procent. Wszyscy, którzy za tym optowali, strzelili sobie z kolano - zaznacza. - Chodzi mi o to, że pozostali zawodnicy zażądali większych pieniędzy, bo mieli mniejszą konkurencję. Trzeba zdawać sobie sprawę ze skutków pewnych decyzji. To ta telewizja wymyśliła komisarzy, plandeki i jeszcze inne rzeczy. Komisarze dbają o to, by tor był ubity. Nie patrzy się na kibiców, tylko na to, żeby zawody się odbyły. Nieważne, czy ludzie przyjdą na stadion - dodaje były prezes Unii. Co z małymi sponsorami? Kluby (również PGE Ekstraligi) liczą na mniejszych, lokalnych przedsiębiorców. Puste trybuny jednak odpychają takich sponsorów. - Uważam, że odpływ małych sponsorów jest kolejnym negatywnym zjawiskiem. Jak ktoś ma zakład wulkanizacji, to telewizja nie pokaże tej reklamy. A nie ma sensu kupować reklamy, skoro na stadionie jest pusto. Jak trybuny zostaną zapełnione, wtedy będą klienci dla firmy. To są wielorakie skutki różnych decyzji. Mało kto się zastanawia, jakie konsekwencje mogą wywołać pewne ruchy - podsumowuje Sokołowski. Zobacz również: Menedżer potęgi zaskoczył. Z nimi chciałby spotkać się w finale Tak wbił szpilkę koledze. Poszło o klęskę Manchesteru United Najpiękniejsze pół roku w życiu Miss. Ten klub ma szczęście