Ukraina nie ma jakichś wielkich żużlowych tradycji. Choć od momentu powstania tego kraju było oczywiście sporo zawodników rozpoznawalnych na arenie międzynarodowej, to jednak mało który był w stanie wznieść się choćby powyżej poziomu przeciętnego. Jednym z najlepszych w historii był i jest Andriej Karpow, czyli były medalista mistrzostw Europy i żużlowiec Falubazu Zielona Góra. To właśnie w tym polskim klubie przeżywał najlepszy okres swojej kariery. W Ekstralidze pokonywał czasem nawet wielkie gwiazdy tego sportu. W pewnym momencie przytrafił mu się jednak kryzys formy, z którego już nie wrócił na poprzedni poziom. Wypadł ze składu Falubazu i znów trafił do niższych lig w Polsce. Wciąż był niezłym nazwiskiem dla klubów z 1. czy 2. ligi, ale dla tych z Ekstraligi już niekoniecznie. Karpow jednak na określonym poziomie gwarantował pewną stabilność, co dla jego potencjalnych pracodawców było dużym plusem. Mało kto spodziewał się już jego powrotu do walki z najlepszymi na świecie. Straszny upadek na treningu. Modlili się o niego Na sezon 2021 Andriej Karpow podpisał kontrakt ze Stalą Rzeszów. Wydawało się, że może to być dla niego rok przełomowy, w którym choć w jakimś stopniu nawiąże do wcześniejszych wyników. Ale jego sezon nie zdążył się jeszcze dobrze rozpocząć, a już wydarzył się dramat. Choć początkowo informacje nie były aż takie negatywne. - Podobno Karpow mocno "przyłożył" na treningu. Pojechał do szpitala, ale chyba nie jest tak źle - takie doniesienia pojawiały się wśród dziennikarzy w pewien kwietniowy dzień trzy lata temu. Rzeczywistość była dużo gorsza niż te plotki. Karpow nie opanował motocykla i z ogromną siłą uderzył w bandę na prostej, czyli tam gdzie nie było już dmuchanych band. Momentalnie zabrano go do szpitala z szeregiem urazów wewnętrznych zagrażających życiu. Karpow był w śpiączce, całe środowisko modliło się o jego zdrowie. Na szczęście po długich tygodniach rehabilitacji wyszedł z tego i stopniowo wracał do życiowej aktywności. Od razu zadeklarował także, że wróci również na żużlowy tor. I zrobił to, co planował. Powrót Karpowa był dużym wydarzeniem. Było z nim bardzo źle, a teraz znów pojedzie dla swojego kraju Dość nieoczekiwanie Andriej Karpow znalazł się w składzie Ukrainy na półfinał drużynowych mistrzostw Europy. Jest to o tyle zaskakująca informacja, że rok temu ten zawodnik w ogóle nie jeździł, co dla większości środowiska było równoznaczne z zakończeniem kariery. Być może jednak ciągnie wilka do lasu, a jako że w Ukrainie zbyt dużej konkurencji do składu nie ma, Karpow postanowił dać sobie jeszcze jedną szansę. Pytanie, jak z jego formą. Długa przerwa i kontuzja to niezbyt pozytywne okoliczności przy okazji jego powrotu do żużla. Pod nieobecność Karpowa w ostatnich sezonach Ukrainie wyrósł inny lider, czyli Marko Lewiszyn. Teraz to ten 24-letni zawodnik jest najlepszym w swoim kraju. Do tego Ukraina ma wybitnie uzdolnionego Nazara Parnickiego, który w barwach Unii Leszno zdążył już zaszokować żużlowy świat. Jego debiut był kapitalny. Nazar wygrywał biegi z gwiazdami tego sportu. W dalszej części sezonu nieco osłabł, miał kontuzję, ale dysponuje wielkim potencjałem sportowym.