Zmarzlik i Woźniak przebywają na Majorce. Tam katują rowery i wchodzą w decydującą fazę przygotowań do sezonu. Za miesiąc, jeśli aura w Polsce będzie łaskawa wsiądą na motocykle i zaczną kręcić pierwsze treningowe kółka. Nim to nastąpi, na malowniczej wyspie wicemistrz świata i jego partner klubowy wraz z paroma sponsorami łączą przyjemne z pożytecznym. Mają tam wszystko, czego dusza zapragnie. Każdego dnia w rajskich warunkach nie oszczędzają się, przemierzają pięknymi hiszpańskimi trasami po kilkadziesiąt kilometrów. Rowery, to główny punkt programu wyjazdowego. Zmarzlik zakochał się w kolarstwie bez reszty kilka lat temu. Czasami kroku nie może mu dotrzymać nawet sam Marek Cieślak, czyli człowiek, o którym mówi się, że śpi z rowerem. A jeśli ktoś trzyma się na kole byłemu trenerowi reprezentacji, to znaczy, że z podwójnym polskim mistrzem świata nie ma miękkiej gry i na tym polu. To idealnie wpisuje się charakter Zmarzlika. Jego znajomi często powtarzają, że Bartosz jest perfekcjonistą i jak już się za coś bierze, to nie uznaje półśrodków. Woźniaka miłością do rowerów zaraził rok temu. Podczas wypadu na Teneryfę, gdzie zespół Stali udał się na zgrupowanie. Od razu złapał bakcyla. Razem wjechali na liczący 3700 szczyt Pico Del Teide. I choć na początku starszemu koledze Zmarzlika "zapaliły" się nogi, Woźniak nie mógł za nim nadążyć, to nie spękał. Zagryzł zęby i mimo lejącego się żaru z nieba dzielnie wspiął się na górę. Wcześniej obiecał sobie, że jak wzniesienie go pokona, zawróci. Kryzys jednak minął. Takiego żużlowego rowerowego wariata jak Zmarzlik szukać ze świecą. W listopadzie zabrał żonę Sandrę i synka Antosia na urlop na Teneryfę. W bagażu musiało się znaleźć obowiązkowo też miejsce na kolarzówkę. Hiszpania stała się zresztą ulubionym kierunkiem różnych wypraw naszego mistrza. Zamiast leżeć plackiem na plaży, czy zażywać kąpieli słonecznych wolał wskoczyć na rower i zrobić porządny trening.