W końcu kibice Fogo Unii Leszno, nawet pomimo nienajlepszej zdobyczy punktowej Bartosza Smektały w meczu z Motorem, mogą być dumni ze swojego wychowanka. W siódmym biegu Smektała ostro starł się z Bańborem, po czym junior Motoru Lublin ledwo utrzymał się na motocyklu, a w 11. biegu startując z pola D Smektała nie patyczkował się z Dominikiem Kuberą i założył się na rywala. Odbiór jazdy Bartosza Smektały wśród kibiców jest również dużo bardziej pozytywny, niż we wcześniejszych spotkaniach. Przypomnijmy, że choćby po meczu w Toruniu kibice mieli spore pretensje do Smektały. Mateusz Wróblewski, INTERIA: Pomimo porażki chyba można wyciągnąć pozytywy po takim meczu, bo Unia musiała radzić sobie bez Kołodzieja i Ratajczaka, a Motor przyjechał w pełnym składzie. Dodatkowo leszczyński zespół jest pierwszym, który zdobył 40 punktów w meczu z mistrzami Polski. Bartosz Smektała, Fogo Unia Leszno:- Faktycznie uważam, że można wyciągnąć pozytywy po spotkaniu, bo byliśmy osłabieni, a Motor to mistrz Polski. Szczerze mówiąc po meczu nie wiedziałem nawet jaki był wynik, bo mecz był w takim tempie rozgrywany, że nie miałem czasu tego analizować. 10 punktów straty z mistrzami Polski, którzy mają armaty pod każdym numerem to dobry wynik. Wolelibyśmy wygrać, ale bez Janusza to i tak świetny rezultat. Dzisiaj kibice widzieli zadziornego Smektałą na motocyklu, który jechał z zębem. Nie patyczkował się z rywalami. - Czuję się lepiej na motocyklu, mam lepszą prędkość. Nie wszystko gra tak, jakbym chciał żeby wyglądało jeszcze w tym momencie. Tor był dziś inny niż normalnie, bo leżała na nim plandeka, ale to żadne wytłumaczenie. Jechaliśmy w domu i każdą nawierzchnię powinniśmy mieć rozgryzioną. W obecnej sytuacji nie czuję się pewnie na motocyklu, ale robię co w mojej mocy. W piątek czułem się już nieco lepiej. I człowiek się nad pewnymi kwestiami nie zastanawia jeśli motocykl jedzie tam, gdzie ma jechać. Jeszcze dużo pracy przede mną. Mecz Unia Leszno - Motor Lublin przeprowadzono w błyskawicznym tempie Spotkanie trwało godzinę i 20 minut. To najszybciej rozegrany mecz w Polsce, w którym pan uczestniczył? - Chyba tak. Tak, jak wspomniałem, nie miałem możliwości patrzeć co się dzieje w innych wyścigach. Musiałem wyjeżdżać do biegów, przekazywać informacje mechanikom, rozmawiać z kolegami, obejrzeć jak tor wygląda, bo jeszcze po zdjęciu plandeki nie miałem okazji na leszczyńskim torze jeździć. Tor zachowywał się inaczej, ale nie wyglądało to źle. Zważywszy na sytuację kadrową, podeszliście do tego meczu zupełnie bez presji na wynik? - Jeśli chodzi o zespół, to faktycznie bez ciśnienia podeszliśmy do spotkania. Osobiście jednak czułem presję, bo chcę się pokazywać z dobrej strony bez względu na to, jakim składem wyjechaliśmy. Może to nie brzmi dobrze, że jadę pod presją, ale po prostu mi zależy na tym, co robię. Jeszcze mi trudno o punkty i tak, jak wspomniałem mam jeszcze sporo do poprawy i w sobie i w sprzęcie. Były tylko dwie przerwy. Brak równania stworzył ciekawe widowisko na torze Były tylko dwa równania toru. Można rozgrywać zawody bez sztucznego ściągania nawierzchni, kiedy tak naprawdę nie ma żadnego zagrożenia. Preferuje pan mniejszą liczbę równań nawierzchni w trakcie meczów? - Jak ma się szybki sprzęt to nie ma znaczenia czy równanie będzie, czy nie. Szczerze mówiąc przed biegiem, w którym przywiozłem trzy punkty myślałem, że będzie trudno. To było właśnie po równaniu, a jechałem z pola D. Dodatkowo po mojej lewej stał Dominik Kubera, który jest świetnym startowcem. Wiedziałem, że muszę się jak najszybciej dostać do odpowiedniej ścieżki. Po równaniu zawsze trudno się wyprzedza. Potrzebuje pan przerw w trakcie spotkania choćby na schłodzenie silnika? - Dla silników te przerwy by się jak najbardziej przydały. Andrzej Lebiediew jechał bieg po biegu i jego silnik na pewno nie schłodził się tak szybko. Dla mnie nie ma to jednak znaczenia. Mam świetnych mechaników. Odstawiam im motocykl i wiem, że nawet z tylko dwuminutową przerwą dadzą radę go przygotować do ponownego startu.