Po sezonie 2020 kariera Milika wisiała na włosku. Kilka słabszych sezonów na torach PGE Ekstraligi (we Wrocławiu i w Rybniku) spowodowało brak zainteresowania Czechem. Pozostało mu tylko podpisanie kontraktu warszawskiego z Falubazem. Po kilku kolejkach trafił do Wilków, które były beniaminkiem 1. Ligi Żużlowej. Powoli się rozkręcał. Dopiero drugi, zakończony awansem sezon, miał w pełni udany (średnia biegowa 2,051). Milik nie miał łatwo Żaden dziennikarz nie powinien się obrazić na 30-latka, jeśli ten powiedziałby, że w okresie transferowym - i zimą - nie czytał mediów, bo każdy kolejny artykuł doprowadzał go do frustracji. Tak mogło być. Milik był jedną nogą na wylocie z Krosna. Działacze nie chcieli popełnić błędu Arged Malesy i szukali wzmocnień wszędzie, gdzie tylko się dało. Wypowiedzenie po awansie dostał choćby Mateusz Szczepaniak. Uznano, że pewniejszą opcją będzie Krzysztof Kasprzak. Na razie się to sprawdza.Milik bardzo późno otrzymał zapewnienie, że może przygotowywać się do rozgrywek w barwach beniaminka. Mimo to w przestrzeni medialnej dalej krążyły takie nazwiska jak Martin Vaculik, Chris Holder, Max Fricke, Rasmus Jensen czy Matej Zagar. Ten ostatni miał być batem na Czecha także wiosną. Już wiemy, że nim nie będzie, ponieważ wylądował w ROW-ie Rybnik. Niespodziewany lider beniaminka Cellfast Wilki mają za sobą już trzy spotkania w PGE Ekstralidze, dwa na własnym torze zostały wygrane przez podopiecznych Michała Finfy oraz Ireneusza Kwiecińskiego. Najpierw w Lesznie krośnianie mocno postraszyli Fogo Unię (porażka 44:46), wtedy Milik zdobył 7 punktów z dwoma bonusami. Wyczyn zawodnika trochę kwestionowano. Mówiono, że to jego sufit i lepiej nie pojedzie. Po kolejnych spotkaniach już wiadomo, że wszystkie przewidywania okazały się nietrafione. To nie Andrzej Lebiediew wszedł w buty drugiego lidera (po Jasonie Doyle'u), tylko Czech, który po trzech meczach legitymuje się siódmą średnią biegową w całej lidze - 2,267. Szok. Nigdy nie był w takiej dyspozycji.W ostatnich dniach błyszczał na swoim torze. W meczu z For Nature Solutions KS Apatorem (50:40) wywalczył 8 punktów z trzema bonusami, a w pojedynku z ZOOLeszcz GKM-em (49:41) przeszedł samego siebie, bo zgromadził na swoim koncie 13+1. Lider pełną gębą. Kwiecień był dla Milika miesiącem marzeń, zlał wiele gwiazd PGE Ekstraligi.Plecy czeskiego żużlowca oglądali m.in. wcześniej wymieniany Chris Holder, Robert Lambert, Emil Sajfutdinow, Patryk Dudek, Paweł Przedpełski czy Nicki Pedersen. Jak na zawodnika, który miał się już nie nadawać na jazdę wśród najlepszych, to jest to naprawdę spory wyczyn. Szczególnie że Milik ma na rozkładzie te gwiazdy tylko w trzech spotkaniach. Strach pomyśleć, co będzie dalej, jeśli utrzyma formę życia.