Jason Doyle żegna się z ZOOleszcz GKM-em w konflikcie. Polski klub zażądał zwrotu kwoty 400 tysięcy złotych, bo mistrz świata z powodu urazu skończył sezon już w maju, pozostawiając grudziądzan na pastwę losu. Gdyby nie Michael Jepsen Jensen, spadliby do Metalkas 2. Ekstraligi. Zaatakował swój klub, poszło o grubą kasę Choć klub wielokrotnie po upadku kontaktował się z zawodnikiem, ten napisał kierownikowi drużyny brzydkiego sms-a. Wiadomość tekstowa miała zawierać podobne słowa, które wypowiedział niedawno dla brytyjskiego magazynu. - Byłem dla nich tylko numerem na koszulce, kawałkiem mięsa - mówił. Mimo wszystko działacze z Grudziądza byli skłonni, żeby przedłużyć umowę z Doyle'em. Gwiazdor miał wówczas zażądać podwyżki. - Złożyliśmy mu naprawdę dobrą ofertę. Nie przyjął jej - poinformował jakiś czas temu Marcin Murawski, prezes GKM-u. Wymienił go na mistrza świata, nie powiedział ani słowa Doyle'a z giełdy transferowej upolował Michał Świącik z Częstochowy. Prezes Włókniarza musiał działać bardzo szybko, kiedy stało się jasne, że zarówno Mikkel Michelsen, jak i Leon Madsen odchodzą. Były wicemistrz świata miał się nawet nie pożegnać z wieloletnim pracodawcą. Zrobił to dopiero po ogłoszonej informacji przez jego nowy klub z Zielonej Góry na łamach mediów społecznościowych. Niewielu jednak wierzy, że Australijczyk będzie w stanie wypełnić dziurę po Madsenie. Duńczyk przez wiele lat był maszynką do zdobywania punktów. - Prezes Świącik musiał wykonać ruch w odpowiedzi na odejście Madsena. Nazwisko Doyle'a było najbardziej gorące, jeśli chodzi o medialność. Gdy do tego wszystkiego dojdzie poziom sportowy z jego najlepszych momentów w karierze, to będzie to strzał w dziesiątkę - kończy.