Dariusz Ostafiński, Interia: Wróci pan na białym koniu do Falubazu? Robert Dowhan, wieloletni prezes Falubazu, a teraz udziałowiec żużlowej spółki: Szukam transportu w dobrych stadninach, żeby nie przyjechać na byle czym (śmiech). A poważnie? - Nikt nie zamierza robić wolty. Skoro ludzie, którzy obecnie zaczęli sezon, są w klubie, to niech dalej robią swoje. Nie ma we mnie chęci zemsty. Naprawdę? Mówili mi, że Robert Dowhan jest pamiętliwy, a ci ludzie nie wpuszczali pana na stadion. - Jednak oni to nie ja. A jak już mnie pan tak ciągnie, to pewnie trzeba będzie trochę to unormować, żeby Falubaz był dla wszystkich, a nie tylko dla PiS-u. Trzeba docenić sponsorów, bo nie może być tak, że miasto w jeden klub pompuje miliony, a kosz od paru lat nic nie dostaje, bo były prezydent Kubicki wymyślił sobie, że prezes koszykarskiego klubu jest be. Natomiast żadnej rewolty nie będzie. Dziwne gry zawodników. Milionowa umowa ratunkiem dla 3-krotnego mistrza Polski W Falubaz wpompowano miliony z miasta. Dowhan odsłania kulisy Jednak nie wszystko się panu podoba? - Z tego co widzę, ale i też z informacji, jakie dostaję, wynika, że do klub trzeba było pompować dużo pieniędzy z miasta. Nie tak to powinno wyglądać. Trzeba odbudować to, co było kiedyś. Stworzyć rozsądny podział, żeby wpływy z biletów i od sponsorów stanowiły ważną pozycję w budżecie, żeby miasto było dodatkiem, bo teraz daje 80, czy 90 procent do budżetu. Jak pan to mówi, to widzę Unię Tarnów, gdzie Grupa Azoty dawała 80 procent, a jak się wycofała, to klub wpadł w potężne tarapaty. - Bo to jest taki chory układ. Nawet nie chodzi o klub, ale o miasto. Na osiedle nie idzie wjechać, bo są dziury w drodze, ale są miliony na Falubaz. Pan może to zmienić, bo władza w mieście właśnie się zmieniła. - Tyle że nie chcę wchodzić. Nawet nie wiem, jak teraz wygląda procentowy podział udziałów w spółce. Jak pan połączy siły z miastem, to będziecie mieli większość. - Tak się domyślałem. Proszę jednak nie wyciągać z tego daleko idących wniosków, że zaraz połączymy siły i będą zwolnienia. Dowhan zdradza o czym mówiono na wieczorze wyborczym Tak się mówi i pisze. - To są jakieś plotki wypuszczane jeszcze przed wyborami przez sztab pana Kubickiego. A Falubaz musi być niezależny. Ja nie chcę się wymądrzać, ani nad nikim pastwić. Klub jest ważny, ale on ma dawać radość kibicom, a nie być miejscem utarczek. Nie mam ciśnienia, żeby tam jechać i wydawać komuś polecenia. Wczoraj oglądałem mecz, kibicowałem i trochę byłem zawiedziony, bo myślałem, że wygrają z GKM-em wyżej. Byłem też na wieczorze wyborczym, ale tam nikt o Falubazie nie mówił. Co z Piotrem Protasiewiczem, dyrektorem i menadżerem klubu? - To następna plotka. Nikt nie będzie go zwalniał, nowy prezydent jest jego fanem. Protasiewicz był jedynką na liście Kubickiego. - No tak, ale jakie to ma znaczenie? Porozmawia z Protasiewiczem. "Każdy ma prawo do błędu" Chyba jednak ma znaczenie to, że opowiedział się po czyjejś stronie. - Nie wiemy jednak, jakie były kulisy. Czy mu w głowie prania mózgu nie zrobili. Porozmawiam z Piotrem, ale jeszcze nie teraz. Niech ochłonie. Dla niego porażka w wyborach to pewnie też był zimny prysznic. Sromotnie przegrał. Szkoda, że to tak wyszło, bo on się na polityce nie zna. Każdy jednak ma prawo do błędu, każdego można skusić. Piotr jest jednak przede wszystkim fachowcem od sportu i nie wyobrażam sobie klubu bez niego. A co z innymi? - Jak powiedziałem, ani ja, ani nikt inny nie zamierza przychodzić i wyrzucać ludzi. Nie jest sztuką brać teraz prezesa Domagałę i powiedzieć mu: dziękuję. On musi wziąć odpowiedzialność za ten sezon. To trzeba wszystko rozliczyć. Dowhan ocenia prezesa Domagałę Prezes Domagała radzi sobie w tej roli pana zdaniem? - Nie, nie radzi sobie. Nie widziałem jego znaczącej roli. Wystarczy popatrzeć, co ma Falubaz na kevlarach. W sumie żal na to patrzeć. Ja nie widziałem jednak, żeby prezes gdzieś jeździł i szukał sponsorów. Ja tu żyję, coś bym wiedział. Prezes Domagała chciał wcześniej odejść, ale został, bo nikt się nie zgłosił do konkursu na prezesa. Ludzie po skromnej wygranej z GKM-em piszą, że jak teraz Falubaz nie wyczaruje dobrego wyniku w Lesznie, to spadnie. - To początek sezonu i jeszcze wiele może się zdarzyć. Przecież nie jest powiedziane, że GKM wygra u siebie i zgarnie bonusa za lepszy bilans dwumeczu. Może jednak my wygramy. Zgadzam się jednak, że w Lesznie jest mecz o wszystko. Teraz każdy jest o wszystko. Wiedzieliśmy jednak, że tak będzie już przed sezonem. Oczywiście byłoby źle, jakbyśmy w Lesznie dostali wysoko, bo potem nie będzie gdzie tych punktów szukać. Mecz z GKM-em pokazał, że nie ma liderów, że bracia Pawliccy są nieobliczalni. Eksperci przed tym przestrzegali. - Też tak na to patrzyłem, ale beniaminek jest zawsze w trudnej sytuacji, bo bierze z rynku to, co jest. Jakby był szeroki wybór, to nie wiem, czy Piotr Protasiewicz wziąłby tych zawodników. I tak Falubaz ma szczęście, bo w poprzednich latach był gorszy wybór. Bracia rozsadzą szatnię od środka? Prezes Falubazu odkrywa karty