- Klub rozważa oddanie sprawy do sądu. Jako organizator doznałem strat wizerunkowych i finansowych - mówi nam Jakub Kozaczyk dodając, że pozwanymi będą oczywiście zawodnicy. Prezes Hunters PSŻ Poznań w najbliższym czasie ma się naradzić z prawnikami i podjąć decyzję. Gwiazdor zawiódł na całej linii. "Wszyscy widzieliśmy, co się stało" Janusz Kołodziej na czele buntu w Poznaniu Od osób będących na miejscu słyszymy, że zawodnicy na obchodzie toru nie protestowali. Nagle jednak kilku z nich (Janusz Kołodziej, Piotr Pawlicki, Tobiasz Musielak, Norbert Krakowiak) zaczęło kwestionować sposób zamontowania dmuchanych band. Dowodzili, że nie są wkopane na 10 centymetrów. Pawlicki wziął łopatę i sam zaczął kopać dziury w torze. Żużlowcy długo odmawiali jazdy. Dopiero wtedy, gdy sędzia Tomasz Fiałkowski zażądał od nich podpisania oświadczeń o odmowie startu, wyjechali na tor. Impreza rozpoczęła się z godzinnym opóźnieniem. Kołodziej z Musielakiem urządzili strajk, markując defekty i zjeżdżając z toru po jednym okrążeniu. Pawlicki jechał normalnie. W parku maszyn tłumaczył, że wyleczył się z protestowania po sparingu Włókniarza Częstochowa w Bydgoszczy. Wtedy Włókniarz pozwolił mu wycofać się z jazdy, ale potem zawodnik usłyszał kilka słów prawdy na temat swojego zachowania. Prezes PSŻ Poznań rozważa podjęcie kroków prawnych Całe to zamieszanie w Poznaniu wywołało wściekłość u kibiców. Właśnie dlatego PSŻ nie zamierza przejść wobec sprawy obojętnie. Prezes Kozaczyk tłumaczy nam, że dwa tygodnie temu tor został odebrany przez żużlowe władze, a od tamtego czasu nic się na stadionie nie działo. - Był też u nas konstruktor band Tony Briggs i osobiście doglądał prac - wyjaśnia Kozaczyk. I właśnie z powodu wszystkich tych okoliczności PSŻ rozważa podjęcie kroków prawnych. W klubie mówią, że to już nie chodzi nawet o kasę, ale o zasady. Ich zdaniem nie może być tak, że wydają ogromne pieniądze, a zawodnicy torpedują zawody lekkomyślnym zachowaniem. I przy okazji narażają kluby na straty. Oczywiście żużlowcy obstają przy swoim. Przed zawodami zrobili mnóstwo zdjęć, żeby udowodnić, że banda jest źle zamontowana. Otrzymaliśmy te fotografie. Na kilku z nich widać, że nawet kołnierz bandy nie jest obsypany. Ze strony organizatora słyszymy, że obsypany był, ale zawodnicy sami odgarnęli nawierzchnię i dopiero potem zrobili zdjęcie. Dostaliśmy też fotki, gdzie widać dziury wykopane w torze po to, by dmuchana banda została zamontowana zgodnie z instrukcją. Ekstraliga Żużlowa tak tego nie zostawi Ekstraliga Żużlowa na pewno nie zostawi sprawy. Wiemy, że Briggs ponownie ma jechać do Poznania i raz jeszcze wszystko sprawdzić. W Ekstralidze przyznają, że pewne niedociągnięcia na torze w Poznaniu były. Na pewno banda nie była zamontowana zgodnie z ostatnimi wytycznymi. Po wypadku Taia Woffindena w Krośnie (tam banda się uniosła, a żużlowiec doznał licznych obrażeń) żużlowe władze posłały maila, gdzie zagroziły konsekwencjami w przypadku źle zamontowanych band. Tu finał sprawy zależy od tego, co napisał w swoim protokole sędzia. Jego zachowanie i fakt, że zażądał od zawodników oświadczeń o odmowie jazdy, mogłyby świadczyć o tym, że nie miał większych uwag i chciał przeprowadzić zawody. Nie brak też głosów, że w końcu trzeba zrobić porządek ze strajkującymi zawodnikami. U nas przeszkadza im wszystko, a w tygodniu jeżdżą na ekstremalnie niebezpiecznych torach w Anglii. - Takiemu Musielakowi cofnąłbym zgodę na starty na Wyspach, skoro tak dba o bezpieczeństwo - słyszymy od jednego z działaczy.