Sezon 2021 wystartował bez kibiców i póki co wiele wskazuje na to, że ten stan będzie trwał, choć nie jest nikomu na rękę. Kluby tracą finansowo, kibice w domu dostają szału, a zawodników jazda przy pustych trybunach po prostu nudzi. Już w zeszłym roku początkowo jeżdżono bez fanów, potem wpuszczono ich ograniczoną liczbę. Generalnie jednak sezon był dziwny, ale ten jest jeszcze dziwniejszy. Normą stało się oglądanie meczów w domu, ale mimo wprowadzanych trendów, nie możemy traktować tego jako czegoś w rodzaju nowej normalności, bo z żadną normalnością to nie ma nic wspólnego. Powinniśmy dążyć do tego, by jak najszybciej wypełnić stadiony, bo są kraje, w których trybuny są pełne, a jakoś wielkiego wzrostu zakażeń się nie odnotowuje. Mecze rosyjskiej ligi hokeja na przykład są rozgrywane z publicznością. Podobnie było w zakończonych niedawno rozgrywkach na Białorusi. W Szwecji ruszyła tamtejsza liga i kibiców na trybunach także widzieliśmy. Mówi się o tym, że gdy ruszy speedway w kraju trzech koron, również z kibicami na trybunach. Wydaje się, że jest szansa to zrobić i wrócić do tej właściwej normalności, którą utraciliśmy dokładnie 400 dni temu. Nadzieją nie tylko dla rozgrywek w Polsce jest decyzja, jaką podjęła UEFA w kontekście EURO 2021. Zarządzono, że impreza odbędzie się z udziałem kibiców. Londyn zgłosił gotowość przyjęcia 25 procent zapełnienia stadionu. Od 25 do 33 procent miejsc udostępnią zaś Amsterdam, Bukareszt, Kopenahaga oraz Glasgow. 50 procent to limity w Sankt Petersburgu oraz Baku. Prawdziwą furorę wywołał jednak Budapeszt, który ogłosił, że na mecze w stolicy Węgier wpuści 100 procent dozwolonej ilości kibiców! Jeśli projekt Węgrów wypali, śmiało będzie można założyć, że to prosta droga do powrotu pełnych trybun także podczas zawodów żużlowych. Stadiony, na których rozgrywa się np. cykl GP są wielkością porównywalne do tego w Budapeszcie. Zresztą nawet wpuszczenie 50% chętnych byłoby w obecnej sytuacji sukcesem. Jako że EURO 2020-2021 ruszy w czerwcu, możemy spodziewać się, że mniej więcej w tym samym czasie będzie przyzwolenie na choć minimalną liczbę kibiców na stadionach żużlowych. Kto wie, jeśli nieco karkołomny, lecz wlewający mnóstwo optymizmu pomysł Węgrów okaże się sukcesem, może będzie to kamień milowy w kontekście powrotu kompletu kibiców na żużlowe obiekty. Dla wielu lig i klubów byłoby to niczym wybawienie. Wiemy bowiem, w jakie kłopoty popadły kluby niemieckie czy angielskie z tytułu braku środków z biletów. Dość powiedzieć, że żadna z tych lig w sezonie 2020 nie wystartowała. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź