W tegorocznym listopadowym oknie transferowym byliśmy świadkami zaledwie kilku przejść z eWinner 1. Ligi do PGE Ekstraligi. Poza niemal w całości utrzymaną kadrą Arged Malesy, sen o elicie spełnili wreszcie David Bellego, Wadim Tarasienko czy Frederik Jakobsen. Niestety na liście nie znalazło się ani jedno polskie nazwisko, pomimo naprawdę świetnych sezonów w wykonaniu między innymi Tobiasza Musielaka, Oskara Fajfera, których trudno osądzać o jednorazowy wyskok. Lista oczekujących coraz dłuższa Oliwy do ognia dolał również ostatnio Andrzej Lebiediew. Łotysz na łamach Tygodnika Żużlowego narzekał na brak choćby jednego telefonu z drużyny walczącej o medale. Na swoją wielką szansę czeka również Wiktor Kułakow. Wielu kibiców zadaje sobie z pewnością pytanie, dlaczego tak klasowi zawodnicy wciąż muszą "kisić się" jedynie na zapleczu PGE Ekstraligi? - Pierwsza liga jest bardzo mocna i wyrównana, a elita szczelna oraz hermetyczna. Naprawdę trzeba wznieść się na wyżyny, żeby znaleźć zainteresowanie ekip z najwyższej klasy rozgrywkowej. Widzimy jak są budowane składy. Są one optymalnie zbilansowane, a myślę że żaden z zawodników, mówiąc kolokwialnie, nie chciałby grzać ławy w drużynie rywalizującej o medale, szczególnie że oni wiedzą o tym, iż są potrzebni w ekipom w pierwszej lidze, gdzie też częściej pojeżdżą - mówi nam Wojciech Dankiewicz, ekspert Canal+. Wojciech Dankiewicz przeciwny sztucznemu otwieraniu ligi Były menedżer Polonii Bydgoszcz nie odbiera im jednak szans i sądzi, iż niedługo sytuacja może ulec radykalnej zmianie. - Pewnych tematów się zwyczajnie nie przeskoczy. Aczkolwiek nie można zamykać szansy dla wyróżniających się zawodników, żeby w przyszłości nie startowali oni w PGE Ekstralidze. Wszystko tak naprawdę zależy od nich. Jeżeli nie spuszczą z tonu, to kto wie czy już w pierwszym roku nie zrobią milowego kroku do przodu. Wojciech Dankiewicz jest jednocześnie przeciwny zbyt radykalnym działaniom włodarzy ligi w postaci przywrócenia KSM lub powiększenia rozgrywek do dziesięciu zespołów. Zdaniem naszego eksperta problem można rozwiązać w zupełnie inny i prostszy sposób. - Nadzieją na odświeżenie jest naturalna praca z młodzieżowcami, którzy za chwilę będą wygryzać te stare wygi i zajmować ich miejsca w składzie. Zmiany obserwowaliśmy chociażby po wprowadzeniu przepisu U24, dzięki któremu nawet zawodnicy z przeszłością w Grand Prix mieli duże problemy. Juniorzy po prostu muszą się rozwijać - kończy.