Od kiedy PGE Ekstraliga wycofała się z pomysłu odkurzenia przepisu o zagranicznym juniorze, Bartłomiej Kowalski stał się najgorętszym kąskiem na rynku transferowym. Początkowo najbliżej było mu do eWinner Apatora Toruń, później mówiono, że jest już jedną nogą w Moje Bermudy Stali Gorzów, w międzyczasie swoje 3 grosze próbował dołożyć ZOOLeszcz GKM Grudziądz. Teraz wiadomo już, że junior Eltrox Włókniarza Częstochowa trafi ostatecznie do Betard Sparty Wrocław. Nie byłoby w tym nic specjalnie zajmującego, gdyby nie zdjęcie zawodnika i jego ojca z prezesem Moje Bermudy Stali Markiem Grzybem. Cała trójka ubrana jest w klubowe bluzy gorzowskiej drużyny. Obraz wyświetlany na widocznym w tle telewizorze pozwala wnioskować, iż fotografię wykonano na początku października, gdy w Toruniu odbywały się ostatnie rundy tegorocznego cyklu Grand Prix. Ojciec tłumaczy, senator Komarnicki grzmi - Nie było żadnej pisemnej umowy Bartka ze Stalą Gorzów. Co do ustnej, to można dyskutować, choć wszystko odbyło się tak, że nie dano nam dojść do słowa i powiedziano: witamy w Gorzowie, choć byliśmy u nas w domu. Gdy już postanowiliśmy, że syn będzie jeździł w Sparcie Wrocław, zadzwoniłem do prezesa Marka Grzyba, żeby mu o tym powiedzieć i przeprosić, że nie wybierzemy jego oferty. Podobny telefon wykonaliśmy do Grudziądza - tłumaczył na naszych łamach ojciec Kowalskiego. - Nie wypadało odmówić, z grzeczności założyliśmy te bluzy. Bartek nie do końca był pewien, czy wypada, ale zrobił to za moją zachętą. Nie jest to jednak żaden dowód na podpisanie umowy. Po tej wizycie mieliśmy kilka telefonów, że już szyją dla Bartka garnitur i koszulę na prezentację, że trzeba to porozumienie wreszcie podpisać. Dziwiłem się, bo nikt nie zdejmował żadnej miary z syna, więc skąd ten garnitur - dodawał Opinia publiczna zdążyła już jednak wydać wyrok. W mediach społecznościowych wrze, wielu kibiców bez ogródek nazywa 19-latka oszustem. Głos w sprawie, bynajmniej nie uspokajający, zabrał nawet były prezes gorzowskiego klubu Władysław Komarnicki. - To jest bardzo przykre i ogromna deprawacja tego młodego człowieka. Myślę, że wielu takich sportowców źle kończy - napisał były działacz, a dziś Senator RP z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Perfidna ruska świnia i pomylenie klubów Jakkolwiek zdenerwowani nie byliby jednak teraz fani Moje Bermudy Stali Gorzów, tak Kowalskiemu wciąż daleko do bohaterów największych transferowych skandali ostatnich lat. Każdy kibic żużla pamięta z pewnością sprawę Grigorija Łaguty. Rosjanin miał dać Krzysztofowi Mrozkowi słowo, że po odbyciu kary zawieszenia za stosowanie środka dopingującego podpisze kolejny kontrakt z ROW-em Rybnik w ramach podziękowania za to, że prezes klubu z Gliwickiej 72 bronił go przed Trybunałem i niejako odpłacenia kibicom tego, iż jego wpadka doprowadziła do spadku drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej. Burza wywołana przez zdjęcie Kowalskiego i Grzyba jest zaledwie małą mżawką w porównaniu z tym, co działo się po publikacji fotografii Łaguty stojącego u boku prezesa Jakuba Kępy i deklaracji, że Rosjanin od razu po zakończeniu kary wskoczy do składu ówczesnego beniaminka PGE Ekstraligi - Motoru Lublin. Mrozek zwołał wtedy kultową już konferencję prasową z udziałem kibiców, na której o mało co nie doprowadził do międzynarodowego skandalu nazywając żużlowca "perfidną ruską świnią". W świadomości kibiców wyraźnie zapisały się też wcześniejsze przeboje innego beniaminka - GKM-u Grudziądz z Leonem Madsenem. W 2015 roku Duńczyk zdążył nawet podpisać przy Hallera 4 oficjalny list intencyjny, w którym zobowiązał się, że niezwłocznie po otwarciu okna transferowego podpisze kontrakt z kujawsko-pomorskim klubem. Mimo stosunkowo młodego wieku musiał mieć jednak wtedy spore problemy z pamięcią krótkotrwałą, bo umowę co prawda parafował, ale... z Unią Tarnów! Motor stracił Zagara W kuluarach od lat mówi się również o innej, z pozoru podobnej, lecz inaczej zakończonej historii. Przed sezonem 2019, zanim prezes Kępa ściągnął na Aleje Zygmuntowskie zawieszonego Łagutę był on podobno bardzo blisko podpisania kontraktu z Matejem Zagarem będącym już po słowie z Włókniarzem Częstochowa. Według często powtarzanej legendy (każda z nich zawiera podobno ziarnko prawdy) wszystko storpedował... zawodnik Motoru, Grzegorz Zengota. Niczego nieświadomy Polak miał podobno - podczas luźnej, niezobowiązującej rozmowy - powiedzieć o rozmowach Zagara z beniaminkiem... trenerowi Włókniarza, Markowi Cieślakowi. Ówczesny selekcjoner szybko doniósł o wszystkim prezesowi Świącikowi, który w porę dołożył odpowiednią sumę i utrzymał Słoweńca pod Jasną Górą. Żużlowiec trafił do Motoru dopiero w kolejnym sezonie.