Gdy tylko Bjarne pojawił się w szerokiej światowej czołówce, zaczęto dopytywać o ile młodszy jest ten brat Nickiego. Jakież było zdziwienie wielu kibiców, gdy dowiedzieli się, że Nicki i Bjarne mają tylko to samo nazwisko, a bratem tego pierwszego jest Ronni, którego także mogliśmy obserwować w cyklu Grand Prix. Pedersen to taki duński Lewandowski, czyli jedno z najpopularniejszych nazwisk. Pierwszym pełnym sezonem dla Bjarnego w elicie był 2003, kiedy to niczego specjalnego nie pokazał, ale błysnął w ostatniej rundzie w Hamar, zajmując trzecie miejsce. Dał wówczas sygnał, że być może z Nickim (który akurat zostawał mistrzem świata) nie łączy go tylko nazwisko. Wcześniejsze występy bowiem dawały raczej mieszane uczucia dotyczące jego potencjału. U Pedersena wszystko musiało być czyste W obecnych czasach żużlowcy z racji dbania o sprawy wizerunkowe i marketingowe, przywiązują wagę do czystości, eksponowania logotypów sponsora czy zawsze zapiętego pod szyję kevlaru, to kilkanaście lat temu było z tym zupełnie inaczej. W parku maszyn widzieliśmy żużlowców umorusanych od szprycy, chodzących w rozpiętych strojach i jakoś tak trochę obojętnych na to, jak będą postrzegani. Bjarne Pedersen był zupełnie inny. Duńczyk na pierwszym miejscu stawiał czystość. Kevlar musiał być zawsze dobrze umyty, a nawet gdy został zabrudzony w trakcie biegu, prosił mechaników o czyszczenie. Zwracał nawet uwagę na... kamyczki w kasku. Byli żużlowcy, którzy kask czyścili raz w roku. Bjarne robił to niemal po każdych zawodach. Pedant? Być może, ale Pedersen w jakiś sposób wyprzedził swoją epokę. Mechanicy Pedersena biegali przed zawodami Zawodnik dbał także o to, by jego team był w dobrej formie podczas samych turniejów. Zdawał sobie sprawę z tego, że aby mieć dużo sił, trzeba odpowiednio przygotować ciało do wysiłku. Zalecał, a wręcz sugerował mechanikom, aby przed zawodami biegali i w ten sposób wprowadzali mięśnie w reżim koncentracyjny. Naprawdę niewielu było zawodników, którzy tak robili. A już takich, którzy oczekiwali tego od mechaników, poza Pedersenem nie było wcale. Zestawmy podejście Duńczyka z postawą niektórych polskich rywali, którzy przed zawodami potrafili opychać się kiełbasami kupionymi w stadionowej budce. Nietrudno się domyślić, że nie były to wyroby pierwszej jakości. Często jednak mimo tych zabiegów to Polacy prezentowali się w zawodach lepiej niż Pedersen. Być może Duńczyk za bardzo skupiał się na dobrej prezencji, a za mało na dążeniu do jak najlepszego wyniku sportowego. W Grand Prix mógł osiągnąć więcej? Gdy w 2005 roku Bjarne zajął szóste miejsce w końcowej klasyfikacji cyklu Grand Prix, wydawało się że faktycznie za chwilę może zawojować światową czołówkę. Trzy razy stanął na podium, dwa razy był trzeci i raz drugi. To jednak był jego najlepszy moment w cyklu, bo kolejne lata przyniosły o wiele słabsze rezultaty. Bjarne nie mógł zbliżyć się do czołówki, raczej rzadko trafiał nawet do półfinałów. W 2008 roku stanął jeszcze na podium podczas GP Włoch. Ostatnim sezonem w GP jaki odjechał Pedersen był 2012. Wówczas w zasadzie wyszedł mu jednak tylko jeden turniej, u siebie w Danii. W pozostałych jechał średnio lub kiepsko i wypadł z elity. Miał już 34 lata i wielu zdawało sobie sprawę, że raczej lepszego Bjarnego już nie zobaczymy. Zawodnik skupił się na ligach, jeździł w Polsce, Danii, Anglii i Szwecji. Miał kończyć karierę już rok temu, ale decyzję przesunął o rok. W 2021 była już jednak nieodwołalna.