Rywalizacja o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej zapowiada się fascynująco. Patrząc na potencjał drużyn, kwestia awansu powinna rozstrzygnąć się pomiędzy Fogo Unią Leszno a Abramczyk Polonią Bydgoszcz. W sporcie jednak nic nie jest pewne, a prawdziwe problemy mogą pojawić się dopiero w trakcie sezonu. Szalona jazda przyniesie plagę kontuzji? Polonia zmontowała na przyszły sezon ekipę, która nie boi się jeździć po bandach. W tym roku wielokrotnie obserwowaliśmy, jak Aleksandr Loktajew, Krzysztof Buczkowski czy Kai Huckenbeck ryzykowali na torze. Taka agresywna jazda zapewnia widowisko, ale problemy pojawiają się, gdy więcej niż jeden zawodnik postanowi pojechać w ten sposób. W takich sytuacjach nawet drobny błąd może doprowadzić do poważnego karambolu. Kibice Polonii będą z pewnością wstrzymywać oddech, kiedy dwójka ich zawodników spotka się w szczycie łuku tuż przy bandzie. Najmniejsze obawy można mieć o Buczkowskiego, który słynie z tego, że jest jak guma, czyli potrafi wyjść bez szwanku nawet z najgroźniejszych kolizji. Tego samego nie można jednak powiedzieć o Huckenbecku, który po groźnym upadku podczas Grand Prix w Warszawie długo nie mógł wrócić do pełnej formy. Inni też mogą mieć kłopoty Fogo Unia Leszno, główny faworyt do awansu, również może borykać się z problemami zdrowotnymi. Wszyscy pamiętają, jak wiele kontuzji dotknęło zespół w minionym sezonie. Złośliwi kibice nazywali Unię szpitalem, ponieważ w pewnym momencie niemal połowa podstawowego składu była wyłączona z gry z powodu urazów. Szczególnie podatni na kontuzje są Janusz Kołodziej i Grzegorz Zengota. W ich przypadku wystarczy czasami jeden upadek w sezonie, aby złapać poważną kontuzję. To pokazał Kołodziej, który najpierw upadł podczas sparingu w Gorzowie, co utrudniło mu początek sezonu, a później w Grudziądzu zaliczył kolejny groźny wypadek, który wykluczył go na większą część rozgrywek. Podobnie było z Zengotą, który w 2019 roku upadł na motocrossie podczas przygotowań. Wówczas żużlowcowi groziła amputacja nogi, ale udało mu się wykaraskać, wracając pół roku później jako heroiczny bohater. W roli czarnego konia często wymienia się Stal Rzeszów, choć i tutaj nie brakuje zawodnika podatnego na urazy. Tai Woffinden, trzykrotny mistrz świata, w ostatnich latach niemal co sezon łapał kontuzje. Szczególnie uciążliwy okazał się uraz łokcia, który wykluczył go z połowy tegorocznych rozgrywek. W środowisku mówi się, że ręka Brytyjczyka nadal nie jest w pełni sprawna, co miało być jednym z powodów rezygnacji Falubazu z jego usług. Podobno, gdy zobaczono jego badania, aż włos mógł się jeżyć na głowie.