Matej Zagar, komandos słoweńskiej armii, ale przede wszystkim żużlowiec. Były stały uczestnik cyklu Grand Prix, kiedyś gwiazda Stali Gorzów i PGE Ekstraligi. Od dwóch lat obniża loty. Koledzy mówią o nim "Rambo". Pseudonim zyskał, gdy pochwalił się, że służy w wojsku i wrzucił na media społecznościowe zdjęcia ze szkolenia. Dzięki mundurowi Zagar zwracał na siebie uwagę W Stali, gdzie Zagar jeździł w latach 2009-2012 i 2014-2016 mówią, że dzięki mundurowi zwracał na siebie uwagę. - Matej to był i jest przystojniak, kobiety zawsze się koło niego kręciły - opowiadał Jacek Gumowski, były marketingowiec klubu. - W jego przypadku działał nie tylko mundur, ale fakt, że dbał o siebie i zwracał uwagę na to, co nosi. Uwagę zwracał ciekawymi modelami butów. Kibice bardziej jednak znali inną twarz Zagar, człowieka z temperamentem, w którym płynie gorąca południowa krew. U niego od zawsze było tak, że co w sercu, to na języku. W Gorzowie pamiętają, że zawsze była długa lista spraw, które trzeba było tuszować z powodu Zagara. Matejowi z wieloma osobami było nie po drodze. Nie przepadał za dziennikarzami, których gonił, popychał i nazywał kłamczuchami. Miarka się przebrała, gdy Zagar uderzył mechanika Miarka się przebrała w 2015 na GP w Gorzowie, gdzie uderzył mechanika tak, że spadła mu z głowy czapeczka. - Zachowałeś się jak ostatni cham - napisał na Facebooku Przemysław Kłos, wtedy mechanik Chrisa Holdera. Mechanik pozwał Zagara o naruszenie dóbr osobistych i naruszenie nietykalności i godności osobistej. Jego żona mówiła na rozprawie, że jej mąż krótko po zdarzeniu płakał i cały się trząsł. Proces skończył się ugodą. Zagar przeprosił mechanika i wypłacił mu 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Tłumaczył się stresem. Takich imopulsywnych zachowań Zagara było jednak więcej. Kibice pamiętają, jak Zagar z Nickim Pedersenem skoczyli sobie do gardeł, jak Słoweniec zwyzywał Duńczyka, a z jego ust płynął potok siarczystych przekleństw. Była też słynna akcja w jednym z meczów PGE Ekstraligi, gdzie po kraksie z Zagarem, Jason Doyle leżał z przebitym płucem w karetce, ledwo łapiąc oddech, a Matej stał w tym czasie przed kamerami i pytany o rywala, pozdrawiał syna. Zagar w głębi serca jest dobrym człowiekiem Ludzie znający Zagara mówią jednak, że zyskuje przy bliższym poznaniu. W każdym razie jego porywczy charakter nie był problemem, dopóki prezentował odpowiednią klasę sportową. Schody zaczęły się, gdy zaczął obniżać loty. Jeszcze w sezonie 2020 potrafił błyszczeć w Motorze Lublin. Wtedy Ireneusz Zmora, były prezes Stali wysnuł teorię, że wysoki i cięższy od rywali Zagar jest na fali, bo Ekstraliga zaczęła przymykać oko na tory. Te przestały być betonowo. Zastąpiły je ciężkie, sypiące się nawierzchnie. Na takich Zagar czuł się wybornie. Na betonie już na starcie był przegrany, bo lżejsi rywale mieli nad nim przewagę. Akcje Zagara spadają Już jednak rok 2021 nie był dla niego udany. Spadł ze Stelmet Falubazem do niższej ligi i już tam został, choć zamienił Falubaz na Abramczyk Polonię Bydgoszcz. Tam już także mu podziękowali i teraz szuka. Ekstraligowe Cellfast Wilki wciąż się nad nim mają zastanawiać, choć jakiegoś wielkiego przekonania nie ma. To samo jest z pierwszoligową Arged Malesą Ostrów. Wielu opcji Zagar nie ma. I tu nawet nie chodzi o cenę, ale o to, że klasa sportowa już nie ta. Czytaj także: Stracili ostatni symbol sukcesu. Co teraz z nimi będzie?