Dariusz Ostafiński, Interia: Rok temu walka o zamknięcie budżetu na Grand Prix trwała do samego końca. Jak jest teraz? Michał Sikora, prezes PZM: Wiadomo, że to droga impreza. Cały czas pracujemy, sprzedajemy bilety. Są z nami nasi partnerzy, czyli Orlen i miasto Warszawy. Oni nas wsparli i za to im dziękujemy. Wciąż nam jednak trochę do pełni szczęścia brakuje. Wiele będzie zależało do wyników sprzedaży wejściówek. Na Grand Prix w Warszawie znowu będą tłumy A jak to wygląda teraz? Sprzedaż jest zadowalająca? - Spodziewamy się około 50 tysięcy widzów. Frekwencja na ostatnim turnieju w Cardiff wyniosła 19 tysięcy. Na supercrossie, na tym stadionie, było 10 tysięcy więcej. To też pokazuje pewien trend i to, że ta nasza frekwencja będzie imponująca. Liczę, że zawody będą ciekawe. Olsen zbudował tor szerszy niż przed rokiem, są bardziej pochylone łuki, jest więcej miejsca do wyprzedzania. Skład nawierzchni też został zmieniony. Dla przyszłości Grand Prix w Warszawie to chyba ważne, jakie będzie ściganie, bo dobra impreza oznacza reklamę i więcej ludzi za rok. - Pamiętam takie Grand Prix w Gorzowie, gdzie było pół stadionu. Wygrał je Tomek Gollob, a Bartek Zmarzlik był trzeci jako debiutant. I za rok był komplet. Dobre ściganie na pewno ułatwi nam robotę za rok. Nie wolno jednak zapominać, że Warszawa, to trochę inna bajka niż Gorzów. Wyprawa do stolicy kosztuje. W tym roku więcej niż w ubiegłych latach. Na dokładkę, po pandemii, wiele się zmieniło. Na meczach ligowych też nie ma tylu ludzi, co wcześniej. Lublin jest pełny, ale gdzie indziej są problemy. Zjawiska dotyczące ligi nie pozostały bez wpływu na Grand Prix. Mamy inflację. - Tak, a tu trzeba wsiąść do samochodu. A jak się jedzie z Zielonej Góry czy Gorzowa w cztery osoby, to koszty są ogromne. Trzeba zatankować paliwo, zjeść obiad, wypić piwo na stadionie i nagle ten rachunek robi się całkiem spory. Prezes PZM o przyszłości Grand Prix w Warszawie Pan ma przekonanie, że Grand Prix Warszawy wciąż ma sens? - To nie zależy od mojego przekonania, ale od kibiców, od ich zainteresowania i zaufania do nas, jako do organizatorów. Ja mogę powiedzieć, że nam się wciąż chce. Mamy bardzo dobrą ekipę złożoną ze specjalistów pracujących w klubach. To są ludzie, którzy w klubach świetnie wykonują swoją pracę, a do nas przyjeżdżają z radością. Odpowiedź na pytanie, czy Warszawa ma sens byłaby niepełna, jakbym nie powiedział o promotorze i jego podejściu. Dla niego to Grand Prix powinno być wzorcem, oknem na świat. Jak znajdziemy z promotorem wspólny język, to oczywiście ta impreza dalej będzie. Bo szkoda by było tracić zawody żużlowe w stolicy ważnego kraju, gdzie na dokładkę można to wszystko zobaczyć w dobrych warunkach. Siedząc w wygodnych fotelach, gdzie nic nie pada na głowę. Sceptycy przypomną, że w 2015 było zimno, ale to właśnie dlatego przenieśliśmy potem zawody z kwietnia na maj. Obecna umowa jest ważna do? Na ten i na przyszły rok. "Bellamy miał większe wyczucie niż Ribeiro" Tak sobie myślę, że na przedłużeniu umowy bardziej powinno zależeć promotorowi. Discovery powinno dać wam rabat, bo w zamian dostaje imprezę będącą wizytówką. To jest biznes. Tu włożą, gdzieś indziej odzyskają. - W innych sportach motorowych tak jest, że te legendarne tory płacą mniej. Więcej płacą nowi. Głównie kraje arabskie i azjatyckie, które na to stać. Co do stawek, to nie wiemy, co i jak będzie. Po odejściu Francois Ribeiro nie ma z kim w Discovery rozmawiać. Ribeiro był twardym zawodnikiem i wizjonerem, ale rzeczywistość pokazała, że ciężko będzie promotorowi tę wizję zrealizować. A wracając do kosztów, to faktycznie przydałaby się większa elastyczność. Mogę powiedzieć, że Paul Bellamy, który reprezentował poprzedniego promotora, miał większe wyczucie. To znaczy? - Czuł, że w Warszawie mamy większe koszty niż w Toruniu. Potrafił być w związku z tym bardziej elastyczny. W Warszawie trzeba wszystko zrobić od podstaw. Wynająć stadion, wybudować tor. To kosztuje. W Toruniu to wszystko jest. Tam tylko trzeba przyjść i włączyć światło. Polak wreszcie wygra. Koniec klątwy Narodowego A ile to Grand Prix kosztuje? - Nie mówmy o tym. Dziś chcę się cieszyć, szykować na święto, zaprosić kibiców do kupna biletów. Powiem tylko, że koszty są niemałe. Już sam roczny koszt składowania nawierzchni, z której budowany jest tor, to znacząca pozycja w budżecie. Proszę mnie jednak nie ciągnąć za język. W tym roku wygra wreszcie Polak? Bo mówi się o klątwie. Pan wierzy w takie rzeczy? - Nie wierzę, dlatego liczę na wygraną Polaka. Janowski jest szybki w tym roku. Zmarzlik jest najskuteczniejszy w Ekstralidze, Kubera też jest TOP10. Trochę słabiej jedzie Dudek, ale i jego bym nie skreślał. Sztuczne tory lubią niespodzianki. Rok temu wygrał Fricke, który potem nie brylował w cyklu. Chciałbym w sobotę dwa razy usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Prezes PZM o stanowisko wobec Rosjan Rok temu przed Grand Prix Warszawy mówiliśmy o tym, jak zatrzymać starty Rosjan, żeby nie grać im Mazurka. - Moje stanowisko w tej kwestii się nie zmieniło. Ja sobie nie wyobrażam, że Artem Laguta wygrywa Grand Prix Warszawy i gramy mu Mazurka. Co ja bym miał w takiej chwili zrobić? To byłoby bardzo trudne. Dlatego cieszę się, że FIM, czyli światowa federacja traktuję Łagutę jak Rosjanina i z tego tytułu blokuje jego starty w Grand Prix. Słyszałem, że Rosjanie w systemie FIM nadal nimi są, ale Łaguta i Sajfutdinow jadą w tym roku w lidze z polską licencją, bo mają też nasze obywatelstwo. Co będzie, jak za rok zgłoszą zmianę paszportu w FIM. Łąguta już przebąkuje, że chce wrócić do Grand Prix. - Na ten moment trudno mi powiedzieć, co będzie. Nie siedzę aż tak mocno w regulaminach. Panowie mają polską licencję, polskie obywatelstwo, więc pewnie FIM będzie musiał się przychylić do zmiany. Na co się to przełoży? Nie wiem. Przyjedzie prezydent FIM Jorge Viegas na Grand Prix, to będziemy o tym rozmawiać. Myśli, jak zablokować Rosjan na dłużej W ciemno można założyć, że Rosjanie z polskim obywatelstwem zrobią wszystko, żeby wrócić. O powrót do ligi też mocno walczyli, powołując się na swoje prawa i konstytucję. - To Grand Prix, to jednak coś innego. Oni musieliby tam jechać jako Polacy, a promotor już teraz mówi, że nie chce mieć pięciu, czy sześciu Polaków w cyklu i to trzeba zrozumieć, bo cykl musi być geograficznie zróżnicowany. Zakładając, że mamy Zmarzlika i Janowskiego, to robi nam się problem, bo Rosjanie mogliby zabrać miejsce naszym. Jak powiedziałem, będziemy o tym z prezydentem Viegasem rozmawiać. Na razie jest tak, że FIM zablokował Rosjan i Białorusinów po wybuchu wojny, a przed tym sezonem to podtrzymał. Łaguta i Sajtudinow to dla nich Rosjanie. Jak się to zmieni, to zapewne zostaną podjęte dalsze kroki. Słyszałem, że w regulaminie PZM jest taki wentyl bezpieczeństwa, że aby startować w eliminacjach do Grand Prix, to potrzebna jest nominacja trenera kadry. Wystarczy jej nie dać. - To z pewnością jest jakieś rozwiązanie, bo trener kadry nie musi się tłumaczyć z tego, że pomija kogoś z drugą średnią, a bierze tego z trzecią. Jednak nie uprzedzajmy faktów, a na razie cieszmy się na Grand Prix w Warszawie.