Już dawno zauważyłem w środowisku żużlowym tendencję, by nie krytykować zawodników, a jeśli już to szukać takich słów, żeby przypadkiem nie urazić. Zawsze mnie to irytowało. Uważam, że trzeba pisać prawdę, a nie zaciemniać obraz, bo tak wypada. Otoczeni wieloma lizusami żużlowcy zrobili się tak wrażliwi, że o niektórych to nie da się napisać nawet tego, że zawalili bieg. Właśnie dotarło do mnie, że junior, o którego rok temu martwiło się pół Polski (bo prezes kazał jechać biedaczkowi bez większego przygotowania, a ten nawet nie dojechał do łuku), wcale nie koncentruje się na poprawianiu warsztatu. Punktów zdobył tyle, co kot napłakał, nawet biegu nie wygrał, ale za to zrobił sobie tatuaż. Nie, żebym był wrogiem tatuażu. Temat jest mi obojętny. Chodzi jednak o tłumaczenie zawodnika, który wyjaśniał, że ten tatuaż to za kasę od sponsora. No rewelacja. Bo mnie się wydawało, że sponsor to daje pieniądze na sprzęt, części i wszystko to, co może poprawić wyniki. Tatuaż nie jest niezbędny do osiągania dobrych rezultatów. Tydzień temu pisałem, jak swój talent rozmienia na drobne jedna z największych gwiazd PGE Ekstraligi. Okazuje się jednak, że w żużlu mamy jakąś epidemię minimalizmu. Był już jeden taki, co jeździł z drużyną na mecze dla szpanu. Robił sobie selfie z gwiazdami drużyny przeciwnej, pokręcił się po parku maszyn, a potem jechał do domu. Teraz mamy chłopaka, który zamiast udowodnić, że prezes się co do niego mylił, że wtedy wsadził go na konia, z którego musiał spaść, to robi wszystko, żeby nas zmusić do zadania sobie pytania: co on w ogóle w tym żużlu robi. Bo czy jest sens narażać się na połamanie kości tylko po to, żeby sponsor dał kasę na tatuaż. To już lepiej rodziców poprosić, albo zarobić te pieniądze inaczej, bezpieczniej. A przede wszystkim to nie stawiajmy spraw na głowie. Sponsor nie jest od spełniania zachcianek. Strzelam, że gdyby takich zawodników jak ten nasz bohater było więcej, to już prawie nikt nie dawałby na to kręcenie się w lewo żadnych pieniędzy. Lepiej przecież dać sportowcom, którzy mają ambicje. Żeby nie było, to w żużlu mamy wielu wytatuowanych i świetnie jeżdżących zawodników, mistrzów świata. Tai Woffinden czy Jarosław Hampel nie doszliby jednak do wyników, gdyby sponsorzy byli dla nich dostarczycielami forsy, którą potem oni wydawaliby na przyjemności. Niech sobie młody zrobi tatuaż, ale za swoje. A przede wszystkim, to niech pokaże, że zależy mu na wyniku, że zrobił wszystko, by osiągnąć wynik.