W żużlu na pewno nie ma trenera idealnego. Jeden dobrze pracuje z młodzieżą, inny jest niezły w taktyczne klocki, jeszcze inny nieźle potrafi przygotować tor, ale nie ma takiego, co by łączył trzy w jednym. Trener do małego żużlowca: jedziesz jak piz... Jak się w miarę zna na taktyce, to potrafi powiedzieć chłopakowi na zajęciach szkółki: jedziesz jak piz.. . Ten oczywiście w płacz, na drugi dzień rodzice przychodzą do klubu, a prezesi się pocą, bo jak wytłumaczyć rynsztok na zajęciach z dziećmi. A jak świetnie szkoli, to w trakcie meczu zachowuje się niczym zagubione dziecko we mgle, które regulaminu nie widziało na oczy. Kibice na stadionie i przed telewizorami przecierają oczy ze zdumienia i zastanawiają się, jak to możliwe, że taki dyletant w ogóle pracuje w klubie. A najlepsze, to są potem tłumaczenia braku zmian. Bo to, bo tamto, zawsze coś przeszkadzało, żeby to najsłabsze ogniwo zastąpić. A najczęściej chodzi o strach przed podejmowaniem decyzji, obawę, że zawodnik się obrazi. Apator zwolnił Bajerskiego i ma problem Najlepiej posuchę na żużlowym rynku trenerskim widać, kiedy kluby zmuszone są szukać szkoleniowa. Wtedy działacze drapią się po głowie, bo kogo tu brać. Problem właśnie ma eWinner Apator Toruń, który podziękował Tomaszowi Bajerskiemu. Gdybym miał się bawić w jakiegoś doradcę klubu, to wymieniłbym pewnie kilka nazwisk, w które warto zainwestować. Inna sprawa, że praktycznie przy żadnym z nich nie powiedziałbym, że ręczę za niego głową. W żużlu nawet dobrego trenera ze skazą brak Rozmawiam z działaczami, sporo wiem o kuchni. I tak na przykład jeden z szanowanych trenerów, gdy tylko zaczyna się mecz, tak się gotuje w sobie, że najchętniej zatrzasnąłby się w jakimś ciemnym pomieszczeniu i tam przeczekał zawody. Mówią o nim, że radzi sobie, jak ma u boku kogoś spokojnego, kto przyłoży mu lód na głowę. Praktycznie każdemu można by jakąś łatkę przyszyć. Wiadomo, nie ma ludzi bez wad. Kłopot w tym, że przy żużlowych trenerach lista zwykle bywa długa. Nic dziwnego, że prezesi sami montują składy i bywają w parku maszyn. Jeden z byłych prezesów powiedział mi kiedyś, że on by w życiu nie powierzył milionów, które zebrał z takim trudem w ręce takiego deb... . Chodziło o trenera. Jak się tak człowiek nasłucha, to traci wiarę. Nadal jednak kilku żużlowych trenerów lubię i poważam, a nawet cenię. I tak sobie myślę, że problemem tego środowiska jest brak masowości, ale nie tylko. Kursy na instruktorów, czy szkolenia też nie są w żużlu normą, a są przecież niezbędne do podnoszenia kwalifikacji. Wyboru Michniewicza nie kupuję Dużo by pisać o tym, czego w żużlu brak. Wróćmy jednak do Michniewicza. Przyznam, że ja po tym wyborze nie potrafię się otrząsnąć. Wiem, nie ma zarzutów itd., ale według mnie te 711 połączeń z "Fryzjerem" dyskwalifikuje kandydaturę pana Czesława. A jeszcze bardziej to, że nigdy się z tego w sposób wiarygodny nie wytłumaczył. Na konferencji wyszło, że pamięta zmiany, jakich dokonywał wiele lat temu, ale o czym rozmawiał, to za bardzo nie wie. Ja tego nie kupuję. Nie rozumiem wyboru prezesa Cezarego Kuleszy. Chciał mieć swojego człowieka? Ok, ale przecież mógł wybrać kogoś innego. Choćby Jana Urbana. Dla mnie postawienie na Michniewicza dowodzi kompletnego braku wyobraźni. W młodzieżówce ta jego nominacja jeszcze jakoś przeszła, choć z racji niejasności raczej trudno stawiać go za wzór do naśladowania dla młodzieży. Z góry jednak było wiadomo, że w pierwszej reprezentacji to się nie uda. Bo najpierw trzeba się rozliczyć, a dopiero potem otwierać nowy rozdział.