Pamiętacie, jak rok temu Emil Sajfutdinow dopiero w sierpniu poinformował działaczy Fogo Unii Leszno, że odchodzi. Cały klub żył do tego momentu w przeświadczeniu, że nic złego się nie stanie, że ma Emila na kolejny rok. Bo też zawodnik podpisał w styczniu coś w rodzaju zobowiązania do dalszych startów, ustalił nawet warunki na sezon 2022. Finalnie słowa nie dotrzymał, a Unia musiała łatać dziurę transferem Davida Bellego. Na rynku nie było już ciekawszych opcji. Rok temu Sajfutdinow, teraz Zmarzlik Minął rok i na miejscu Sajfutdinowa mamy Bartosza Zmarzlika, a na miejscu Fogo Unii jest Moje Bermudy Stal Gorzów. Różnica jest taka, że Zmarzlik przekazał swoją decyzję w lipcu, a nie w sierpniu. Mógł to jednak zrobić w maju, najpóźniej w czerwcu, bo jak wynika z oświadczenia prezesa Stali, to mistrz już dawno podjął decyzję o odejściu z klubu. Z naszych informacji wynika, że zrobił to w lutym. Oczywiście nie musiał od razu biec do Stali i opowiadać, że po sezonie idzie do Motoru. Rozumiem, że maj był kłopotliwy ze względu na osobę byłego prezesa Marka Grzyba, z którym miał chłodne relacje (słynne: "wybaczam, nie zapominam", po tym, jak działacz strofował zawodnika za słabszy mecz). Jednak na początku czerwca był już nowy prezes, z którym team ma bardzo dobre relacje. Stal zasługiwała na szybką informację o odejściu Sadowski zaraz po objęciu funkcji udał się z pierwszą wizytą do Zmarzlika. Pojechał, żeby go uspokoić i powiedzieć, że zatrzymanie poprzednika niczego nie zmienia, że płynność finansowa zostanie zachowana. Bartosz mógł się zrewanżować, mówiąc, że w przyszłym roku już nie będzie go na pokładzie, bo potrzebuje nowego bodźca. Takie słowa jednak nie padły. Tak sobie myślę, że Stali za te 12 lat taka informacja ze strony Bartosza zwyczajnie się należała. Tylko tyle i aż tyle, bo teraz w Gorzowie na poważnie myślą o ściąganiu krajowego seniora z pierwszej ligi. Lepszych opcji już nie ma. Stal w stosunku do innych jest o miesiąc spóźniona. To i tak cud, że udało się w kilka dni utrzymać szkielet zespołu z tego roku. Chodzi o trio Martin Vaculik, Szymon Woźniak, Anders Thomsen.