Im miększa opona, tym większa prędkość, a to właśnie prędkość ma kluczowe znacznie dla wyniku w sportach motorowych. Żużel nie jest wyjątkiem. Problem w tym, że czołowi producenci opon przesadzają, chcąc umożliwić zawodnikom szybszą jazdę. Taki wniosek można wysnuć, czytając komunikat PGE Ekstraligi w sprawie badania ogumienia zabranego do kontroli po meczach, które odbyły się 11 czerwca. To właśnie wtedy PGE Ekstraliga zaalarmowana przez media, że na rynku pojawiła się partia miękkich opon Anlasa, zarządziła kontrolę i testy. Po dwóch meczach zabrano łącznie 70 opon do sprawdzenia. Zarówno zużytych, jak i nieużywanych. Zarówno tych firmy Anlas, jak i tych z Mitasa. Przez kilka dni byliśmy bombardowani wiadomościami z centrali i żużlowych stadionów, że Anlas wyprodukował wadliwą serię, że w trakcie testów w warunkach polowych, czyli na stadionie, tureckie ogumienie ma nawet 50 stopni w skali Shore’a, czyli o 20 mniej niż wynosi norma. Teraz dowiadujemy się, że tragedii nie ma, ale problem jest, bo badanie w laboratorium wykazało odstępstwo od normy o 10 procent, czyli wychodzi na to, że Anlas ma około 63 stopni w skali Shore’a. Mitas ma mieć identyczne parametry. W związku z takim, a nie innym wynikiem, Ekstraliga pisze do FIM, a producentów i ich opony zostawia w spokoju. Raz, że mają homologację. Dwa, że obaj są w równym stopniu winni. Trzy, że jakby wycofać ich produkty z rynku, to trzeba by przerwać ligę, bo zawodnicy nie mieliby na czym jeździć. Poza tym PZM mógłby się narazić na procesy. Wiem, że szef Anlasa pisał do prezesa Ekstraligi i między wierszami sugerował spotkanie w sądzie. W tej sytuacji nie dziwię się, że Ekstraliga zrobiła to, co zrobiła, czyli zapowiedziała następne kontrole i pismo z informacją dla FIM. Jakby nie było, komunikat każe nam postawić tezę, że dwaj główni producenci prześcigają się w poszukiwaniu coraz bardziej miękkiej mieszanki. Robią to, walcząc o klienta. Problem w tym, że za chwilę życie i zdrowie klienta będzie poważnie zagrożone. Może te 10 procent to nie jest jakiś dramat, ale jest pokusa, żeby jeszcze bardziej zaniżać parametry. A przecież już krążą w sieci zdjęcia opon, w których po jednym biegu robi się wielka dziura. Dla zawodnika taka dziura oznacza upadek i nie wiadomo, jak poważne konsekwencje. Trzeba wierzyć w to, że FIM, podobnie jak przed rokiem, rozwiąże doraźnie problem. Rozwiązaniem na przyszłość wydaje się natomiast jedna opona dla żużla. Nie będzie wówczas wyścigu firm, nie będzie walki non-stop o klienta. Będzie jeden produkt zachowujący normy, bo producent nie będzie miał pokusy, żeby obniżać parametry dla zysku. Dlatego żużel potrzebuje przetargu, na którym zostanie wybrany jeden producent. Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź! Gdziekolwiek jesteś, słuchaj meczu na żywo! - Relacja live tylko u nas!