Tak jednak było. 26 sierpnia 2018 roku 19-letni Bewley pojechał w meczu brytyjskiej Championship i w trzecim wyścigu zawodów brał udział w koszmarnej kraksie. Na drugim łuku zahaczył o tylne koło Kyle’a Newmana i wręcz wyleciał w powietrze. Impet uderzenia o tor był tak duży, że doznał złamania barku, nadgarstka, a kość udowa wręcz rozpadła mu się na kawałki, łamiąc aż w dziewięciu miejscach. Lekarze początkowo nie dawali mu większych szans na powrót do sportu, a fizjoterapeuci mówili, że do końca życia może być kaleką. On jednak stoczył niesamowitą walkę by wrócić na tor i wygrał. W finałowych meczach PGE Ekstraligi był bohaterem Betard Sparty Wrocław, zdobywając w obu spotkaniach po 10 punktów. Na tym jednak jego medalowe żniwo może się nie skończyć. Wkrótce z Belle Vue Aces stanie do walki z Peterborough Panthers o mistrzostwo Premiership. Ma też szansę na występ w składzie Wielkiej Brytanii w finale Speedway of Nations (16-17 październik). Syn i... ojciec Przed tymi wyzwaniami, w minioną sobotę wrócił do Rybnika, by reprezentować drużynę Reszty Świata w spotkaniu towarzyskim z reprezentacją Polski. Ma sentyment do tego miasta, bo właśnie w miejscowym ROW-ie debiutował w 2018 roku w polskiej lidze, zmieniając go po sezonie 2019 na ekstraligową Betard Spartę Wrocław. Sentyment Brytyjczyka jest tym większy, że gdyby nie m.in. ludzie związani z rybnickim klubem, to być może w ogóle nie ścigałby się na żużlu. To prezes Krzystof Mrozek pomógł mu po wypadku załatwić specjalistyczną klinikę rehabilitacyjną w Mikołowie (Centrum Indywidualnej Terapii), gdzie fizjoterapeuta Paweł Janczyk uratował go przed trwałym kalectwem. Symboliczna była chwila gdy w sobotę po meczu prezes miejscowego ROW-u, Krzysztof Mrozek podszedł do Bewleya objął go ramieniem i powiedział: To jest mój syn. Brytyjczyk zaś wymienił uścisk ze swym byłym pracodawcą i po polsku powiedział tylko jedno słowo, wskazując sugestywnie na Mrozka: Ojciec! W samych zawodach Bewley wypadł średnio. Zdobył dla ekipy Reszty Świata tylko 6 punktów. To kolejny jego przeciętny występ na torze przy ul. Gliwickiej 72. W zeszłym roku w meczu ligowym zdobył dla Betard Sparty tylko 2 punkty, a w lipcu w finałowym turnieju SEC wywalczył 6 "oczek", kończąc zawody na 10. miejscu. - Jak ocenisz swój kolejny powrót na rybnicki tor? - Było w kratkę. Niektóre biegi fatalne, niektóre całkiem udane. To wciąż jednak jeden z moich ulubionych torów i fajnie było na niego wrócić. Naprawdę dobrze się dziś bawiłem - rozpoczął rozmowę z nami, 22-letni Brytyjczyk. - Sezon 2021 to twój najlepszy sezon w karierze? - Trudno powiedzieć. Na pewno najlepszy w PGE Ekstralidze. Jestem bardzo zadowolony z tego jak spisywałem się w barwach Betard Sparty Wrocław i mam nadzieję, że kolejny będzie przynajmniej równie udany. - Wygrałeś drużynowe mistrzostwo Polski, ale wciąż masz też jeszcze szansę na drużynowe mistrzostwo Wielkiej Brytanii. Twoja drużyna awansowała do finału. - To było coś wspaniałego triumfować w polskiej lidze ze Spartą. Mamy we Wrocławiu naprawdę świetny zespół. Wszyscy spisali się nieźle i dołożyli swoją cegiełkę do tego sukcesu. Poza sportową formą właśnie atmosfera była naszą siłą. To samo jest w Belle Vue. Mamy całkiem fajną, wyrównaną ekipę. Odjechaliśmy parę naprawdę dobrych spotkań w tym sezonie i mam dużą nadzieję, że skończę sezon w dwoma złotymi medalami. - A może z trzema? Jest jeszcze przecież finał Speedway of Nations. - Czekamy na oficjalne ogłoszenie składów przez BSI. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że bardzo chciałbym pojechać w tej imprezie. - Cofnijmy się o trzy lata. 26 sierpnia 2018 roku potężnie ucierpiałeś w koszmarnej kraksie. Złamany bark, nadgarstek, kość udowa połamana w wielu miejscach. Czy leżąc w szpitalu w ogóle wierzyłeś, że uda ci się kiedyś wrócić do tak dobrej formy? - Przyznam szczerze, że na początku marzyłem tylko o tym, żeby lekarze mi pomogli na tyle, bym był w stanie normalnie funkcjonować. Tuż po wypadku w ogóle nie było pewności, że jeszcze kiedykolwiek będę mógł się ścigać. To, że w ogóle udało się wsiąść na motocykl było dużym osiągnięciem. Byłem jednak daleki od tego co było przed wypadkiem. 1,5 sezonu mi zajęło, żeby wrócić do miejsca, w którym byłem przed kontuzją. To była naprawdę długa i trudna droga, którą na szczęście mam już za sobą. - Specjaliści z ośrodka rehabilitacyjnego w Mikołowie mówili, że niewiele brakowało być został kaleką do końca życia. - To prawda. Tak rzeczywiście było. Z moja nogą nawet teraz wszystko nie jest perfekcyjnie, ale cieszę się, że jestem sprawny na tyle, iż mogę się ścigać. Swoje ograniczenia muszę zaakceptować i żyć z nimi. Przy tej okazji chciałem podziękować prezesowi Krzysztofowi Mrozkowi za pomoc w znalezieniu fizjoterapeuty i wielu innym ludziom, którzy pomogli mi w tej drodze. Wielkie dzięki dla wszystkich. Cieszę się, że dzięki pomocy innych, mogę z powrotem robić to co najbardziej kocham. - Po sezonie 2019 rzuciłeś się na głęboko wodę i przeniosłeś do PGE Ekstraligi. Początki w Betard Sparcie były bardzo trudne. Gdy wydawało się, że klub może cię już skreślić, dostałeś dużą pomoc sprzętową od Taia Woffindena. - Przeskok z ligi do ligi nie był łatwy dla mnie. Przyszło mi ścigać się na zupełnie innych torach, z rywalami na zdecydowanie wyższym poziomie. Tai mi pomógł i wciąż mi pomaga. To trzykrotny mistrz świata, doskonale wie co robić w każdej sytuacji, a ja się dopiero uczę. Mam wciąż wiele pytań dotyczących speedwaya, a on świetnie zna odpowiedź na prawie każde z nich. To super mieć go obok siebie. - W pewnym momencie się jednak trochę usamodzielniłeś. Nie jeździsz już na silnikach Ryszarda Kowalskiego przygotowywanych dla Woffindena, tylko masz własnego tunera - Ashleya Hollowaya. Jak oceniasz tę współpracę? To będzie twój tuner nr 1 w sezonie 2022? - Prawda jest taka, że jest wielu dobrych tunerów na rynku. Ryszard Kowalski, Finn Rune Jensen, Flemming Graversen. Długo można wymieniać. Wszyscy są bardzo dobrymi, sprytnymi fachowcami i kto wie, z którym z nich będę współpracował w przyszłości. W tym momencie jednak najlepiej układa mi się współpraca z Ashem i mam nadzieję, że będzie to dalej tak funkcjonowało. Jestem zadowolony jak funkcjonuje mój sprzęt i nie planuję na razie żadnych zmian. - Jeśli chodzi o PGE Ekstraligę, to na kolejny sezon zostajesz we Wrocławiu, tak? - Tak. W przyszłym roku będę nadal reprezentował Betard Spartę. - A jakie plany na zimowe przygotowania? Zamierzasz znów - tak jak przed pandemią - wybrać się do Australii? - Nie jestem pewny czy ze względu na pandemię będę mógł tam polecieć tej zimy. Na pewno jednak w przeciągu paru lat znów się tam wybiorę. W zimie zaś zamierzam naprawdę mocno trenować i dobrze się przy tym bawić. To jest czas na aktywności, na które nie ma czasu w trakcie sezonu, jak chociażby motocross. - Sezon 2021 zakończyłeś na wysokim 23. miejscu pod względem skuteczności w PGE Ekstralidze. Średnia 1,741 pkt/bieg wygląda naprawdę dobrze, zwłaszcza gdy jeździ się w drużynie z takimi gwiazdami jak: Artiom Łaguta, Tai Woffinden czy Maciej Janowski. Jakie zatem cele indywidualne sobie stawiasz na przyszły sezon? - Przede wszystkim spróbować utrzymać ten progres w PGE Ekstralidze. Poza tym chciałbym też spróbować dostać się do Grand Prix. To bardzo trudne zadanie. Nie liczy się forma z całego sezonu, tylko trzeba z nią trafić w jeden konkretny dzień, jedne zawody (Grand Prix Challenge - przyp. red.). Nie chcę więc zaprzątać sobie głowy myśleniem o tym. Znacznie ważniejsze jest robić dobre rzeczy w lidze, być lepszym z tygodnia na tydzień. A co z tego wyjdzie? Zobaczymy.