Szansa, jaka otworzyła się przed Bewleyem i Holderem, jest nie tylko dla nich naprawdę dużą sprawą. Kibice żużla od dawna domagają się odświeżenia stawki, która jest mocno hermetyczna i albo co rok ogląda się niemal te same nazwiska, albo do cyklu wchodzi ktoś, kto niczego nie jest w stanie pokazać, tak jak na przykład Oliver Berntzon. Co kilka lat wracają "przetarci" dawni uczestnicy, których wielu już też ma dość. Fakty są jednak takie, że przecież awansować ma szansę każdy, a jednak w piętnastce są ciągle ci sami. Czyli to oni są najlepsi na świecie. Wobec zawieszenia Łaguty i Sajfutdinowa, do stawki weszło dwóch młodych, gniewnych. Daniel Bewley i Jack Holder to nadzieje odpowiednio brytyjskiego i australijskiego żużla na powtórzenie wielkich sukcesów ich rodaków już w najbliższej przyszłości. Zwłaszcza wobec tego pierwszego są pewne oczekiwania, bo po fatalnej kontuzji znów jeździ jak jeden z najbardziej obiecujących żużlowców na świecie. Holder w Grand Prix już startował, ale prezentował się różnie. Są w Grand Prix czy ich nie ma? Pojawia się pytanie, co w przypadku przywrócenia Rosjan do startów w rozgrywkach żużlowych. Wywalczyli sobie miejsce w stawce, mają pełne prawo do podjęcia rywalizacji. Nie jest jednak pewne, czy będą chcieli się w to bawić. Jeśli dołączą do stawki, pewnie najwcześniej w połowie sezonu. Kto wie, czy ktoś z zastępującego ich duetu nie będzie przypadkiem miał wówczas minimum matematycznych szans na coś dużego. W takim momencie pojawi się coś w rodzaju dylematu moralnego. Fakty są jednak takie, że Bewley i Holder siedzą na beczce prochu, tykającej bombie. Ich długość pobytu w Grand Prix zależy wyłącznie od sytuacji Rosjan. Może okazać się tak, że zaliczą kilka dobrych występów, zakręcą w czołówce i... na tym koniec, bo Rosjanie zostaną odwieszeni. Póki co jednak na to się nie zanosi. Niemniej Bewley i Holder odnośnie Grand Prix 2022 nie wiedzą tak naprawdę niczego.