O możliwym wycofaniu jednego z klubów w żużlowych mediach społecznościowych można przeczytać już od kilku dni. Osoby i portale podające tę informację przyjęły jednak typową dla takich sytuacji strategię: pisać dużo, ale bez konkretów, tak aby wyjść na wiedzących więcej niż inni, ale z drugiej strony móc łatwo wycofać się ze swoich słów. Oczywiście od razu temat podłapali też kibice, którzy non stop dopytują o jaki klub może chodzić. Nam udało się ustalić, że kilka dni temu większość ośrodków miała jeszcze zaległości, ale po przelewie ostatniej transzy umowy telewizyjnej wszystkie zaległości zostały spłacone. Od razu możemy też zatem zdementować doniesienia o rzekomo katastrofalnej sytuacji jednego z ośrodków. Nic, naprawdę nic nie wskazuje na to, by za rok miało w Ekstralidze kogoś zabraknąć. Wilki żartują i przypominają Doyle'a Gdyby jednak doszło do sensacyjnego wycofania jednej z ekip, zapewne zaproszenie do startu w PGE Ekstralidze dostałby tegoroczny spadkowicz, czyli Wilki Krosno. Zresztą profile powiązane z klubem już z tego wszystkiego żartują. - Tylko jak mamy jechać w PGE Ekstralidze, to każcie nam teraz wyciągać komuś Doyle'a z drużyny - napisano. Było to oczywiście nawiązanie do tego, że ten zawodnik lubi na ostatnią chwilę zmieniać ustalenia pod wpływem lepszych perspektyw finansowych. Pytanie, czy Wilki z tym składem w ogóle byłyby w stanie podjąć równorzędną walkę z takimi rywalami. Milik, Wojdyło, Seifert-Salk czy Berge to jednak nazwiska mocno pierwszoligowe. Zresztą na walkę właśnie na tym poziomie ten skład był budowany. Władze PGE Ekstraligi z pewnością nie dopuściłyby jednak do sytuacji, w której w rozgrywkach wystartowałoby siedmiu uczestników. To byłby wizerunkowy strzał w stopę.