Szymon Makowski, Interia: Za nami sezon żużlowy 2023. Jakby pan go określił? Co pana zaskoczyło pozytywnie lub negatywnie? Jacek Frątczak, ekspert żużlowy, były menadżer klubów z Zielonej Góry i Torunia: Oczywiście był on interesujący, ale koniec końców zaskoczeń brak. Nie doświadczyliśmy żadnych niespodzianek, prócz kwestii przewidywalnych, bo kontuzje są wpisane w sport żużlowy. Wielu ekspertów i być może nawet ja, gdy prognozowaliśmy sezon 2023, to popełniliśmy błąd stosunkowo niewielki. Nie wiem, czy to jest do końca dobra informacja, bo to nie jest tak, że to eksperci są tacy super. Oczywiście, mamy wielokrotnego mistrza świata Bartosza Zmarzlika, który uważam, że pobije wszystkie rekordy i one będą już później nieosiągalne dla nikogo. Tylko kontuzje Betard Sparty Wrocław okazały się odchyleniem w stosunku do tego, co prognozowali eksperci. Niewiele wskazuje na to, że to się w 2024 roku zmieni. W tym roku faworyci na każdym szczeblu rozgrywkowym osiągnęli planowany sukces. Trzeba jednak pamiętać, że to się nie dzieje samo, bo za tym wszystkim stoją ludzie i bardzo ciężka praca. Na żużlu nie ma łatwych wyścigów. Ja mam gigantyczny szacunek do tych wszystkich chłopaków, bo oni ryzykują w każdym wyścigu swoim życiem. Ogólnie sezon bez większych zaskoczeń oprócz wielkiego pecha wrocławskiej Sparty. Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że Maciej Janowski niezwykle rzadko upada na tor i nie odnosi praktycznie żadnych złamań. A nagle się okazuje, że przegrywa z linką sprzęgłową. Jednak jeśli miałbym się czegoś doszukiwać na siłę, to na pewno transfery last minute Motoru Lublin. Nikt do pewnego czasu nie planował rozstania z Mikkelem Michelsenem. Zastąpił go Fredrik Lindgren, po którym wydawało się, że dopadło go tzw. zmęczenie materiału. Natomiast Jack Holder po jednym z najgorszych sezonów w karierze zanotował niesamowity progres. Pojawienie się również Bartka Bańbora, który także spisał się ze świetnej strony. To wszystko złożyło się na wspólny sukces, czyli tytuł mistrzowski, na który zasłużyli. Zaskoczenie in minus, to dla mnie osobiście Tauron Włókniarz Częstochowa i regres formy poszczególnych zawodników, co złożyło się na porażkę całej drużyny. Widziałem tę drużynę na podium, a skończyło się bez medalu. "Bartosz Zmarzlik to Elvis Presley światowego żużla" Nie owijając w bawełnę - to był rok Bartosza Zmarzlika. Polak wygrał prawie wszystko, co się dało. Czy pańskim zdaniem ma on dużą szansę na wygranie plebiscytu na Sportowca Roku 2023? Tak. Myślę, że ma spore szanse na powtórzenie sukcesu z 2019 roku. Pamiętajmy o tym, że jednak on reprezentuje dyscyplinę ligową. Iga Świątek jest już dzisiaj elementem popkultury. Jest gwiazdą uniwersalną, jest rozpoznawalna i jej sukcesy są doceniane na całym świecie, a w Polsce szczególnie. Pech Bartka Zmarzlika polega na tym, że żużel jest sportem niszowym. Generalnie jako sportowiec dokonuje rzeczy spektakularnych. Ja uważam, że my jesteśmy w trakcie procesu, który nazywam kariera Bartosza Zmarzlika. Kula speedway'a wszech czasów. W mojej ocenie to jest Elvis Presley światowego żużla. Było coś przed nim, będzie coś po nim. Najważniejsze, co Bartkowi będzie potrzebne, to motywacja. Dzisiaj ja nie widzę możliwości, aby jej zabrakło. Ale wszystko ma swój początek, jak i koniec. Trafił na absolutnie doborowe towarzystwo i rzeczywiście czasem trzeba mieć trochę szczęścia, biorąc pod uwagę całą konkurencję. Jednak przegrać z Igą Świątek, to żadna ujma. Cytując klasyka: "Z tą panią przegrać, to jak wygrać". Ja na ten moment nie widzę rywala dla Bartosza. Ja nie twierdzę, że oni są niegodni, ale nie widzę rywala na najbliższe kilka lat, jeśli chodzi o jego dominację. Jesteśmy w trakcie procesu pobijania wszelkich rekordów. Stanie obok Igi Świątek na scenie, to ogromny zaszczyt. A zwycięstwo byłoby czymś absolutnie wspaniałym. W tym przypadku formuła, że drugi jest pierwszym przegranym, nie działa w kontekście Igi. Według pana zwycięstwo rozstrzygnie się między Bartkiem, a Igą? Tylko tak to widzę. Nie widzę w tej chwili mocnych kandydatur do tego, aby się z nimi mierzyć. Co prawda sportowców z wieloma sukcesami wkładem ogromnej pracy mamy bardzo dużo, ale musimy to obiektywnie rozdzielić. Ta dwójka jest absolutnie bezkonkurencja. Porównywanie sportowców z różnych dyscyplin ma jakikolwiek sens? To jest plebiscyt, a nie dyscyplina sportu. Tu wielką rolę gra popularność danej dyscypliny. Nie czarujmy się. Żużel jest sportem niszowym i regionalnym. Tenis jest uniwersalny, więc trudno to wszystko porównywać. Pamiętajmy jednak, że każdy mistrz w swojej dziedzinie jest potrzebny. Dlatego ta próba porównywania jest tylko i wyłącznie kwestią plebiscytu popularności, a nie jakości sportowej poszczególnych zawodników. O wszystkim zdecydują kibice, którzy swoją sympatię przełożą na głosy. Bardzo ciężko jest rywalizować ze sportowcem, który reprezentuje uniwersalną dyscyplinę. Kiedy wygrywanie go znudzi? Gdzie jest sufit Bartosza Zmarzlika? To jest bardzo dobre pytanie. Sufit będzie tam, gdzie on sam zdecyduje oraz jego rywale. Jest takie bardzo fajne powiedzenie, że jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu o swoich planach. Myślę, że sufitem w przypadku każdego sportowca szczególnie zakresie sportów motorowych, to są możliwości fizyczne. Chodzi o to, żeby zdrowie dopisywało. I tam jest ten limit. Jeżeli będzie zdrowie, to limity będą realizowane. Wbrew pozorom nie na wszystko w życiu mamy wpływ. Trzeba zrobić wszystko po swojej stronie, co jest niezbędne, aby sukces odnieść. W 2018 roku po trzecim tytule mistrza świata Taia Woffindena, widziano w nim tego, który pobije kolejne rekordy. W pewnym momencie wspomniane zdrowie zaczęło mu jednak płatać figle. Do tego doszło wypalenie zawodowe i Brytyjczyk już nie powtórzył tych sukcesów. Czy takie coś w najbliższych latach może dotknąć Zmarzlika, czy nie ma na to większych szans? Są to dwie różne osobowości. Trudno ich porównywać, biorąc pod uwagę także kwestię pochodzenia. Jest to spora kwestia uwarunkowań kulturowych. Każdy z nas jest inny. Trzeba trochę wziąć Taia na usprawiedliwienie, bo Bartka omijały te kontuzje. Natomiast Tai niestety, ale każdy sezon kończy zabiegiem operacyjnym. Pamiętajmy, że z urazami jest tak, że wbrew pozorom one się kumulują. To nie jest tak, że jak już wyleczyliśmy, to już jej nie ma. Dlatego sądzę, że w dużym stopniu zadecydowały o tym kontuzje, ale też każdy z nas ma inną czułość na sukcesy. My Polacy i środkowoeuropejczycy jesteśmy nauczeni, że trzeba walczyć o swoje i długo, ciężko pracujemy. Tu jest różnica w podejściu do życia. Dla mnie jest to naturalne, więc nie ma co się też dziwić, że w końcu tej motywacji jemu zabrakło. Teraz czeka nas długa przerwa zimowa. Jak pan sobie radzi bez żużla? Nie mam z tym problemu, bo ja już w żużel nie gram. Może to będzie zaskakujące co powiem, ale nawet jak byłem aktywnie w tym żużlu i wiem ile pracy to kosztowało z remontami stadionów, w budowaniu składów i całą masą różnych rzeczy. Ja czekałem na jesień, czekałem na zimę. Nie mogłem się doczekać tej przerwy po sezonie. Najbardziej zaskakujące jest to, że ja w ogóle nie tęskniłem za żużlem. Po prostu wiem ile to wysiłku kosztuje, nawet jeśli nie jest się zawodnikiem. Przede wszystkim ta perspektywa braku czasu w sezonie dla rodziny, najbliższych, zwierzaków i swojego domu powodowała, że ja psychicznie dobrze funkcjonowałem w firmie od zakończenia sezonu do końca grudnia. Wszystko mnie wtedy cieszyło. Tabele w Excelu, spotkania, decyzje, działalnośc na zespołach handlowych. To wszystko było dla mnie super, bo ja wbrew pozorom wtedy psychicznie wypoczywałem. Mówiąc szczerze mnie do sezonu nigdy nie ciągnęło. Mi naprawdę żużla nie brakuje, bo nawet nie mam specjalnie czasu pomyśleć o tym. Natomiast fakt jest taki, że jak dzisiaj jadę na stadion żużlowy w roli komentatora, to nie ukrywam, że mam wiele emocji w środku i to się po prostu czuje. Wejście do parku maszyn, motocykle i zawodnicy. To wszystko jest to przyjemne. Wiem jednak ile to poświęceń kosztuje i to trzeba odpowiednio wyważyć. Ja byłem prawie 20 lat obecny w sporcie żużlowym i 3/4 tego okresu w sposób bardzo aktywny. Mi brakowało tego spokoju, który jest jesienią i zimą. Adrenalina jest nadal czymś, co bardzo lubię. Niemniej długie jesienne wieczory i możliwość odpoczynku psychicznego i skupienia się na rzeczach, które są mówiąc wprost dla tzw. normalnych ludzi czymś zupełnie oczywistym, mi sprawiały podwójną satysfakcję. Gdy zbliżał się luty, to ja już się stresowałem. Sezon jest rozgrywany wtedy, kiedy jest najlepsza pogoda. Wielokrotnie pamiętam ile przyjemnych rzeczy mnie w życiu ominęło. Nie da się przełożyć majówki na połowę października. Trudno było mi się z tym pogodzić, ale też kochałem to robić. Generalnie żużla mi jesienią nie brakowało.