Jak przyznał nam sam zawodnik, niepowodzenie w Vojens specjalnie go nie martwi. Gdyby udało mu się tam zająć jedną z czołowych lokat, zimą musiałby szukać prawdopodobnie nowego pracodawcy. Zgodnie z regulaminem polskiej ekstraligi w drużynie nie może bowiem występować więcej niż dwóch zawodników ze stawki Grand Prix. W leszczyńskiej Unii startuje Leigh Adams, który z pewnością utrzyma się w cyklu, a duże szanse ma na to też Jarosław Hampel. Gdyby cała trójka zakwalifikowała się do GP, dla kogoś zabrakłoby miejsca w składzie "Byków". - Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W Vojens nic nie układało się po mojej myśli, ale mogę się właściwie trochę z tego cieszyć. Co prawda zawody były nieudane, ale nie mam problemów na przyszłość z tym, co miałbym robić. W tej chwili mogę już spokojnie myśleć o kolejnym sezonie. Wiem, że dalej będę startował w Lesznie i to jest najważniejsze - powiedział nam Damian Baliński. Wojowniczy leszczynianin od lat jest ulubieńcem miejscowej publiczności. Przez całą swoją żużlową karierę broni barw "Byków" a widowiskową i ambitną jazdę zjednał sobie serca fanów. Teraz chce zapomnieć o duńskim niepowodzeniu i poprowadzić Unię do triumfu w finale drużynowych mistrzostw Polski. - Zawody w Vojens kompletnie nie wyszły. Miałem tam trochę problemy ze sprzętem, ale ogólnie była to kompletna porażka. Nie ma jednak co się nad tym rozczulać. Zawody lecą dalej i trzeba zaliczać kolejne mecze i zapomnieć o tej porażce z Grand Prix Challenge. Czeka nas dwumecz z Unibaksem Toruń, a w tym roku dwukrotnie przegraliśmy z nimi. Sądzę jednak, że teraz role mogą się odwrócić. Jesteśmy dobrym zespołem, a gdy wróci do nas Leigh Adams, wszystko może się zdarzyć - wierzy Damian Baliński. Czy reprezentant Polski i zawodnik "Byków" poprowadzi swoją drużynę do mistrzowskiego tytułu? Odpowiedź na to pytanie poznamy 7 października, gdy odbędzie się drugi z finałowych meczów. Konrad Chudziński