- Kiedy Tomek odchodził, obiecał, ze kredyty będzie płacił. Nie robi jednak tego, a mnie komornik wszedł na pensję. Nie wiem, czy mam przeznaczyć pieniądze na jedzenie, czy zapłacić rachunki. Chcę, żeby mi zwrócił 30 tysięcy i zapłacił resztę zobowiązań, bo to były pieniądze na rozkręcenie jego działalności - wyznała Monika Cymańska, była partnerka Bajerskiego. - Prawie dekadę byliśmy razem. Jak on wyszedł z więzienia, to nie miał pieniędzy. Przez dwa lata żyliśmy z jednej pensji. Nie było łatwo, bo zaczęli się odzywać wierzyciele Tomka. Wtedy on wpadł na pomysł, żeby założyć firmę transportową. Potrzebny był kredyt na rozruszanie interesu. Nie mógł tego wziąć na siebie, bo jako osoba karana nie miał możliwości wzięcia kredytu. Zaczął mnie urabiać, bo ja miałam czyste konto. Żyliśmy jak rodzina, choć nie byliśmy małżeństwem i ani się spostrzegłam, jak zostałam prezesem firmy i podżyrowałam kredyty. Życie niestety pisze różne scenariusze, a tu skończyło się tak, że on mnie zostawił z długami. Obiecywał, że tego nie zrobi, ale tak się niestety stało - opowiedziała kobieta. Bajerski ma czas do końca stycznia Problemy Bajerskiego to ogromny kłopot wizerunkowy dla eWinner Apatora Toruń, w którym pełni funkcję menedżera pierwszej drużyny. Władze czołowej drużyny PGE Ekstraligi wezwały w związku z tym w czwartek szkoleniowca na rozmowę. - Tomasz Bajerski dostał ultimatum. Do 31 stycznia ma czas rozwiązać swoje prywatne problemy - powiedziała nam Ilona Termińska, prezes eWinner Apatora Toruń. Wkrótce w formie oświadczenia do tematu ma się odnieść także sam Bajerski. Jeśli nie uda mu się porozumieć ze swoją byłą partnerką, to z końcem stycznia straci pracę w toruńskim klubie.