Rosjanin z polskim paszportem wrócił do ligi po rocznym zawieszeniu. Spodziewano się, że może być to powrót udany, bo przecież w ciągu dwunastu miesięcy zawodnik klasy światowej nie miał prawa zapomnieć, jak się jeździ. Poziom sportowy, jaki Sajfutdinow prezentuje po powrocie przechodzi jednak ludzkie pojęcie. W niedzielę zaliczył kolejny już komplet punktów. Zrobił to w meczu o brąz przeciwko Włókniarzowi Częstochowa. Jako że za niecałe dwa tygodnie na tym torze odbędzie się GP, pojawiły się oczywiste propozycje. Dzika karta dla Sajfutdinowa. Czy to możliwe? Raczej nie. Z oczywistych względów Rosjanin z polskim paszportem nie będzie brany pod uwagę, choć zdecydowanie mógłby podnieść poziom sportowy turnieju, który odbędzie się 30 września. Fakty są jednak takie, że nie zapowiada się na jakikolwiek powrót zawodników tego pochodzenia do rywalizacji o mistrzostwo świata. Zdaniem wielu obserwatorów, tylko oni mogliby napsuć krwi Zmarzlikowi w drodze po kolejne złota. Jest problem, bo nie ma komu dać dzikiej karty Często zdarzały się sytuacje, w których kandydatów do dzikiej karty było aż nadto. W tym sezonie sprawa ma się zupełnie inaczej. Zwyczajnie nie widać zawodnika, któremu takie zaproszenie by się należało. Dominik Kubera to pierwszy z brzegu pretendent, ale on jakiegoś szału ostatnio nie robi. Szymon Woźniak mógłby pojechać, by raz jeszcze "przetrzeć się" w stawce, z którą będzie jeździł za rok jako stały uczestnik. Ale po pierwsze ma kontuzję, po drugie jechał już w Gorzowie. Kto dalej? Janusz Kołodziej z racji wieku faworytem decydentów nie będzie. Ewentualnie Mateusz Cierniak mógłby być takim kandydatem, ale pytanie czy ktoś się na niego zdecyduje. Sajfutdinow zaś zawody zapewne obejrzy jako widz, żałując że nie może pojechać. I niemal wszystko wskazuje na to, że podobny stan rzeczy utrzyma się jeszcze przez minimum jeden rok. Sytuacja dotyczy zresztą także jego rodaka, Artioma Łaguty - mistrza świata sprzed dwóch lat.