Pierwotny plan zakładał organizację finałowego turnieju właśnie na Węgrzech. Były jednak pewne problemy ze skompletowaniem obsady, a także mało optymistyczne prognozy pogody. Ostatecznie przeniesiono zawody do Krsko, potwierdzono listę startową, po czym ze strony słoweńskiej federacji przyszła informacja, że... nie ma zgody na organizację turnieju. Działacze z Krsko są zniesmaczeni. Na taką decyzję miał nacisnąć Matic Ivacic, a także jego klub z Lendavy. Oficjalne powody nie są znane, ale tych nieoficjalnych z łatwością można się domyślić. Ivacic nie chciał jechać w Krsko, bo z tamtejszymi działaczami rozstawał się w atmosferze konfliktu. Takie spotkanie mogłoby być po prostu niewygodne dla zawodnika. Trudno dostrzec inne przyczyny takiego zachowania. Mają nauczkę Działacze z Krsko są wściekli i mówią o niesportowym podejściu drugiej strony. Mają rację, bo postawa Ivacica i jego klubu nie ma niczego wspólnego ze sportem. Słoweńcy piszą w oświadczeniu, że przy kolejnych takich inicjatywach będą znacznie bardziej ostrożni, jeśli chodzi o ich organizację. Można się spodziewać, że Ivacic będzie pomijany przy tworzeniu listy startowej, choć poza Zagarem to najlepszy aktualnie Słoweniec. Tym samym sezon tej części Europy także się już zakończył. Turnieje w Krsko i Nagyhalasz miały oficjalnie go zamknąć. Ostatecznie udało się rozegrać tylko turniej w Krsko, ale niebędący rundą wspomnianych mistrzostw, tylko memoriałem Matiji Duha, zawodnika który tragicznie zginął w Argentynie w 2013 roku. Dla miejscowej społeczności był to wielki cios. W klubie do dziś wiszą jego zdjęcia.