Niesprawiedliwy podział pieniędzy ze Speedway Ekstraligi Nie znoszę żużlowej "urawniłowki". Chodzi konkretnie o podział pieniędzy przez Speedway Ekstraligę. Polega on na dzieleniu środków z TV przez organizację zarządzającą rozgrywkami na kluby w kwotach takich samych dla wszystkich. Z jednej strony jest to w jakiejś mierze uzasadnione, bo wszystkie osiem klubów swoją jazdą przyczyniają się do tworzenia produktu o najwyższej możliwie światowej marce o nazwie Ekstraliga Żużlowa. Z drugiej strony jednak wszyscy dostają jak leci, obojętnie od działań promujących żużel i zwiększających atrakcyjność meczu speedwaya. Uważam, że nie jest rzeczą ani sprawiedliwą, ani właściwą nagradzanie w takiej samej mierze klubów, które mają np. permanentne problemy z przygotowaniem torów, muszą w związku z tym odwoływać mecze albo ciągną się one godzinami albo - co już najgorsze - są przerywane po kilku biegach, jak tylko osiągnie się limit pozwalający pod względem formalnym na ich zakończenie, poznanie zwycięzcy oraz przyznanie punktów. Do tego dochodzą kluby, których tory nie nadają się do walki, tylko do jazdy gęsiego, a to zabija żużel, zmniejsza do minimum urodę widowiska, a więc sportu i to w czasach, gdy ze względu na wszech możną rolę telewizji inne dyscypliny stają na głowie, zmieniają swoje zasady i "reguły gry" po to, aby przyciągnąć kibiców i sponsorów. Nie lekceważmy tego problemu! Telewizja rozleniwiła kibiców Wiemy, że na mecze kiedyś chodziło - chodzi o średnią - więcej ludzi niż teraz. Tak, wtedy nie było telewizji, która transmituje dosłownie wszystko i rozleniwia kibiców. Obecnie, gdy chodzi o PGE Ekstraligę, tylko wyraźna mniejszość klubów ma komplety sprzedanych biletów na mecze. Żeby nie było tak, że wyłącznie biadolę, a nie proponuję konkretnych rozwiązań - przedstawiam właśnie propozycje, których wprowadzenie może spowodować, że klubom żużlowym będzie zależało - ze względu na korzyści materialne, których dysponentem są władze polskiego "czarnego sportu" - na tym, aby maksymalnie uatrakcyjnić mecze. Czy nie należy premiować klubów na przykład za frekwencję na stadionach? To przecież zwiększa atrakcyjność telewizyjną i meczu i dyscypliny, a to z kolei przekłada się na zainteresowanie sponsorów. Czy nie należałoby również - wiem, że zabrzmi to tak pięknie, że aż kosmicznie, ale mam prawo do takich porównań, jako zięć kosmonauty - premiować choćby walkę na torze, którą łatwo można oszacować poprzez choćby liczbę "mijanek" w danym meczu. Rzucam te propozycje pod rozwagę. Uważam, że powinniśmy cały czas dbać o zwiększenie atrakcyjności speedwaya, ponieważ inne dyscypliny nie próżnują i walczą oraz walczyć będą z nami o kawałki tego sponsorskiego, a także telewizyjnego tortu. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Kto nie idzie do przodu, nie podejmuje rywalizacji z innymi dyscyplinami, nawet dziś niepozornymi (czy ktoś trzy lata temu myślał, że tak atrakcyjna dla telewizji będzie wspinaczka na czas na alpinistycznej ściance?), ten zdziwi się za jakiś czas, że żużel nie jest na już "topie topów".