Cały problem polega na tym, że Bartosz Zmarzlik nie chce czapki Kadyrowa. - Oddajcie ją do muzeum - mówił Zmarzlik działaczom PZM, gdy pytali go, czy w razie wygranej chciałby dostać tradycyjne nakrycie głowy mistrzów Polski. Nazwisko właściciela czapki źle się kojarzy Problem z czapką dotyczy nazwiska. Kadyrow znakomitej większości kojarzy się jednoznacznie z Ramzanem Kadyrowem, przywódcą Czeczenii, który nie tak dawno groził Polsce. Mówił, że jak tylko wojska rosyjskie zdobędą Kijów, to Polska będzie następna w kolejce. I właśnie z powodu tej historii i tych skojarzeń Zmarzlik nie chciał tej czapki. W związku uznali, że nic na siłę. Tym bardziej że kilku innych polskich mistrzów powiedziało to samo. Uznano, że wręczenie czapki mogłoby się skończyć skandalem i tłumaczenie, że czapka nie należy do Ramzana Kadyrowa mogłoby się w ogóle nie przebić. I zamiast skupiać się na emocjach czysto sportowych, mielibyśmy polityczną awanturę i atak na żużlowe środowisko, że popiera Rosjan, a przecież mamy konflikt zbrojny na Ukrainie wywołany przez prezydenta Rosji Władimira Putina. Zabrali mu czapkę i nie wiedzieli, co z nią zrobić Wyjaśnijmy, że historia z czapką Kadyrowa ma swój początek w 1963 roku. To wtedy Gabdrachman Kadyrow, radziecki żużlowiec tatarskiego pochodzenia, odprowadzał reprezentantów Polski na dworzec w Ufie. Nasi, dla żartu, zabrali mu czapkę i zabrali do Polski. Nie wiedzieli, kto ma ją wziąć, więc ustalili, że trafi ona do tego, który zdobędzie tytuł mistrza Polski. Tytuł zdobył Henryk Żyto, a jego żona Teresa wpadła na pomysł, żeby wyhaftować nazwisko męża i przekazać czapkę kolejnemu mistrzowi. I tak przez lata, nakrycie głowy trafiało do kolejnych mistrzów. Gdy zabrakło miejsca na wyhaftowanie kolejnych nazwisk, to prócz czapki Kadyrowa pojawiła się też ułańska rogatywka. Teraz oba trofea mają wylądować w muzeum. Czytaj także: Finał antyreklamą Ekstraligi. Kto za to odpowiada?