Maksym Drabik jest bez klubu, bez mechaników i bez dobrego sprzętu. Polak stanął na krawędzi swojej kariery. Nikt nie wykazuje nim zainteresowania, bo nikt nie chce kłopotów. Spełnił marzenie, kontraktując syna legendy, teraz żałuje Z usług 26-latka zrezygnował nawet Michał Świącik z Krono-Plast Włókniarza, który przecież był zakochany w nim po uszy. Chodzi oczywiście o styl jazdy Maksyma, jak i jego ojca, Sławomira. Ściągając go dwa lata temu do klubu, wierzono, że może urosnąć do miana legendy częstochowskiego klubu. Tak się jednak nie stanie, mimo że dwa miesiące temu obie strony porozumiały się w sprawie przyszłorocznego sezonu. Ostatnie tygodnie zmieniły jednak bardzo wiele. Po odejściu Leona Madsena i Mikkela Michelsena klub musiał podjąć szybkie działania, a dla Drabika po prostu zabrakło miejsca. Wygryzł go Piotr Pawlicki. Gwiazdor czeka na telefon, ostatnia szansa Teraz ostatnią deską ratunku jest telefon z Rybnika. INNPRO ROW spektakularnie awansował do PGE Ekstraligi, uciszając krytyków. Za chwilę muszą zacząć kompletować skład, a na rynku nie ma zbyt wielu nazwisk gwarantujących wysokie zdobycze punktowe w najwyższej klasie rozgrywkowej. O ile jeszcze rok temu Drabik byłby zdecydowanie pożądanym polskim seniorem przez beniaminka, tak teraz jest jednym z ostatnich wyborów. Polaka szukają jeszcze w Grudziądzu, ale trudno sobie wyobrazić, że zdecydowaliby się akurat na 34. zawodnika ligi. W tym przypadku kwestie sportowe to jedno, ale chodzi głównie o całokształt, za czym idzie zachowanie polskiej gwiazdy. Olewał swoje obowiązki (nie pojawił się na zgrupowaniu, nie rozmawiał z dziennikarzami i nie przychodził na spotkania ze sponsorami) oraz ograniczył się do jazdy tylko w naszym kraju.