Kamil Hynek, Interia: Kto jest bliżej PGE Ekstraligi? Cellfast Wilki Krosno, które wypracowały sobie w pierwszym meczu finałowym play-off eWinner 1. Ligi dziesięć punktów przewagi, czy jednak Falubaz, bo w rewanżu pojedzie na własnym torze i ma sporą szansę na odrobienie strat? Robert Dowhan, były prezes i współtwórca największych sukcesów Falubazu Zielona Góra: Ten wynik przyjęto w Zielonej Górze z ulgą. Ale ja zrobię krok dalej, bo uważam, że Falubaz jest już jedną nogą w elicie. Z racji wyższej pozycji po fazie zasadniczej wystarczy doczłapać się do 49 punktów, a to zapowiada się na formalność. Gospodarze mogą sobie pluć w brodę, że nie poszli za ciosem, ponieważ kilka ważnych punktów uciekło im na trasie. Falubaz wrócił z dalekiej podróży. W połowie zawodów było 27:15 i wydawało się, że gospodarze zleją zielonogórzan na kwaśne jabłko. - Przez moment pachniało pogromem, Wilki mogły dobić gwoździa, ale wtedy w ruch poszły rezerwy taktyczne. Falubaz rzucił na front dwójkę liderów: Fricke’a i Tungate’a, którzy przytrzymali rezultat w granicy przyzwoitości. W porę obudził się Buczkowski. Różnica w okolicach czternastu "oczek" mogłaby zrodzić problemy i nerwy, a tak udało się wyjść z twarzą. Przed meczem jaki wynik brałby pan w ciemno? - Liczyłem na minimalne zwycięstwo, że przed rewanżem na W69 będzie pozamiatane. Wilki nie przekonały mnie w półfinale z Orłem. Z kolei Falubaz u siebie od jakiegoś czasu gnębi rywali i nie ma dla nich litości. W naszej ekipie drzemią duże rezerwy. W Krośnie Falubaz uratował duet Australijczyków. Piotr Protasiewicz nie czuł się dobrze na tamtejszym torze, ale u siebie nie da już plamy. Podobnie Janek Kvech. Stal Gorzów trójką zawodników zmierza po tytuł drużynowego mistrza Polski. - To złoto wisi już na szyjach zawodników Stali. Musiałby się wydarzyć jakiś kataklizm, żeby w Lublinie nie obronili takiej zaliczki. To byłaby ciekawa historia, gdyby Stal sięgnęła po krążek z najcenniejszego kruszcu, a Falubaz awansował do PGE Ekstraligi. Nie zazdrości pan? - Nie, ale wolałbym tę klamerkę spiąć odwrotnie. Żeby to Falubaz ogrzewał się w blasku złota, a Stal próbowała do nas doszlusować. No, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Ten sezon długimi fragmentami układał się dla nas kiepsko, nic się nie kleiło, traciliśmy punkty z zespołami, które obijały się w dole tabeli. Opinie o drużynie i tym, co dzieje wokół niej były kiepskie. W międzyczasie Polonia szła jak burza i to nie miało prawa się udać. Wystarczyło jednak spiąć się na półfinał, a ten nam wyszedł wyśmienicie. To była najlepsza wersja Falubazu. Pomachaliśmy faworyzowanym bydgoszczanom białymi chusteczkami i idziemy po pełną pulę. Czyli szampan już mrozi się lodówce? - To mój ulubiony trunek więc dobry szampan zawsze jest pod ręką. Będę wtedy za granicą, ale lampkę z rozkoszą wypiję, co nie zmienia to faktu, że chciałbym regularnie oglądać Falubaz w mocnym, ekstraligowym wydaniu. Bijący się co roku, a nie od wielkiego dzwonu o medale. Mam nadzieję, że ewentualny awans będzie milowym krokiem do odbudowania marki żużlowego klubu z Zielonej Góry. Kibice mają już dość balansowania na krawędzi spadku. Zostaje Krzysztof Buczkowski, Rohan Tungate raczej też. Max Fricke może mieć zgryz, czy skorzystać z ciągle aktualnej oferty GKM-u, czy przedłużyć kontrakt z Falubazem. Reszta to wielki znak zapytania, ale też rynek jest już przebrany i wyjęcie jakieś armaty będzie graniczyło z cudem. - Już dawno wypadłem z obiegu, nie śledzę giełdy i transfery mnie nie grzeją. Jestem totalnie wyłączony, ale przez to też chyba zdrowszy (śmiech). Na dzisiaj dywagacje i tak nie mają sensu, liczy się to, co w listopadzie na papierze. Fricke, to jednak priorytet i trzeba go zatrzymać za wszelką cenę. Z tym, że to samo tyczyło się Patryka Dudka, a jeszcze wcześniej Martina Vaculika i Nickiego Pedersena. Trzeba było im stworzyć takie warunki, żeby konkurencja obeszła się smakiem. Znalezienie obecnie przyzwoitego zawodnika, to jak szukanie igły w stogu siana. Więcej jest przypadku niż przemyślanej strategii, ale... nie wnikam, to już nie mój cyrk, nie moje zmartwienia. Nabrał pan dystansu do żużla? - Do klubu z Zielonej Góry. Kibicuję całym sercem, oglądam, ale nie ma mnie w środku więc nie żyję tym.