Apatorowi nie pomógłby nawet Messi We wtorek po "popisie" naszych piłkarzy na Mołdawii, chciałem wyrzucać telewizor przez okno. Czuję, że w niedzielę wieczorem, po frajerskiej porażce z Tauron Włókniarzem podobne zamiary miało większość fanów For Nature Solutions Apatora Toruń. Tych analogii rzuciło mi się więcej. W Kiszyniowie Polacy mieli mecz pod pełną kontrolą i nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Decydującego gola Mołdawianie wbili biało-czerwonym w końcówce. Torunianie do połowy zawodów też dzielili i rządzili, a jednak wypuścili z rąk wygrane spotkanie. Dali się przegonić w ostatnim biegu. Menedżer gospodarzy - Robert Sawina mógł się poczuć jak Fernando Santos. Niby w obu składach gwiazdy, gracze, zawodnicy z bogatym CV, ale niestety jak kapela fałszuje, to i dobry dyrygent nie pomoże. Mam wrażenie, że na Apatora spadły wszystkie plagi egipskie, że ten zespół od dłuższego czasu przyciąga nieszczęścia. I gdyby to była drużyna piłkarska, nie dźwignąłby jej nawet Messi, albo Ronaldo. Właściciel klubu - Przemysław Termiński, który jest zazwyczaj wylewny po występach swoich pracowników, tym razem siedział cicho jak trusia. Odłożył na bok media społecznościowe. Ten zespół jest rozbity psychicznie Najgorsze, że tam nie widać światełka w tunelu. Są jakieś pęknięcia wewnątrz ekipy. Nie ma chemii między chłopakami, team spirit gdzieś uleciał. Niby każdy stara się udzielać na odprawach, ale życia, to ja w parkingu po stronie Apatora nie znajduje. Zamiast entuzjazmu oglądamy spuszczone głowy. Oni są zdemolowani psychicznie, nie funkcjonują jak jeden organizm. Na teraz nie dałbym sobie palca uciąć, czy np. Lambert wskoczyłby w ogień za Lampartem i na odwrót. Zarządzanie samcami alfa, to też zabawa zapałkami przy dystrybutorze na stacji benzynowej, a stodoła płonie i Robert Sawina musi ją ugasić. Stara prawda mówi, że atmosferę w grupie napędza wynik, a ja go brakuje idzie efekt domina. Tylko, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Dudek tkwi prawdopodobnie w największym kryzysie od początku kariery. Przedpełski miota się z silnikami, Lampart zawodzi, a juniorów, którzy nie dokładają nic winiłbym najmniej, a zresztą leżącego się nie kopie. Ta drużyna była tak konstruowana w zimie, że nikt nie może zawalić, bo zaczną się piętrzyć kłopoty. Sprawdził się najgorszy scenariusz i teraz jest płacz ze zgrzytaniem zębów. Właściwie wyłącznie Sajfutdinow i Lambert mogą spokojnie popatrzeć w lustro. Gdyby nie to, że do play-offów wchodzi sześć, a nie cztery drużyny, Toruń miałby już sezon z głowy. Zaczęłoby się polowanie na czarownice, szukanie kozłów ofiarnych. A tak zostanie nadzieja, że w najważniejszej części rozgrywek Apator odpali i będzie jeszcze groźny. No bo, że ta ekipa na papierze ma ogromny potencjał nie trzeba nikomu tłumaczyć. Leszek Tillinger