Karnety jak świeże bułeczki Moda na żużel w Krośnie trwa w najlepsze. Miejscowi kibice na jego punkcie wprost oszaleli, a najdobitniejszym tego dowodem są tabuny walących drzwiami i oknami fanów pod stadionem, którzy ustawiają się ochoczo w kolejce po karnety. Niektórzy śmieją się, że takich dzikich tłumów przy Legionów nie pamiętają nawet najstarsi górale. Inni pytają z kolei, czy przy torze nie rozłożył ktoś stoiska z przeceną na wigilijnego karpia. Krośnianie parę tygodni temu świętowali historyczny awans do PGE Ekstraligi więc widok tłoczących się fanów wilczej watahy nie powinien absolutnie nikogo dziwić. Każdy z nich chce być świadkiem czegoś wyjątkowego, dlatego nikt nie narzeka, że swoje musi odstać, albo że za oglądanie popisów nowego lidera beniaminka i byłego mistrza świata - Jasona Doyle’a trzeba słono zapłacić. Najdroższe karnety na trybunie krytej, to wydatek rzędu bagatela 600 zł. Potem też nie jest super taniej, a jeśli ktoś decyduje się na najskromniejszą już nienumerowaną opcję musi i tak wysupłać 300 zł. Fanom Wilków dość wysoka cena jednak nie przeszkadza. Wydaje się, że gdyby trzeba było jeszcze głębiej sięgnąć do kieszeni, bilety i tak rozeszłyby się na pniu. W końcu PGE Ekstraligi nigdy tutaj nie uświadczono i każdy wychodzi z założenia, że nawet gdyby Wilki miały zaliczyć w niej tylko jednoroczny, warto się szarpnąć. Krosno przeżywa, to czego jesteśmy od kilku lat świadkami w Lublinie. Tam fani po sezonach permanentnej posuchy także od stosunkowo niedawna dostali produkt premium w żużlowym wydaniu, a w bieżącym sezonie za sprawą swoich pupili świętowali dziewicze mistrzostwo Polski. Wilki na razie takich ambicji nie mają, ale idą podobną drogą do swoich kolegów ze ściany wschodniej. Prezes Leśniak nie ukrywa zresztą, że Motor jest dla niego wzorem, jak w krótkim czasie, tworząc klub od podstaw można zbudować potęgę. W tej chwili Wilkom musi wystarczyć łatka młodszego brata Motoru. Różnica jest taka, że aby zdobyć karnet na mecze Koziołków trzeba mieć jeszcze więcej anielskiej cierpliwości i odrobiny szczęścia niż w Krośnie. Wieszające się serwery na portalach biletowych, to bowiem chleb powszedni każdego szanującego się lubelskiego kibica. Przed następnymi rozgrywkami kolportaż karnetów trwał całe 30 sekund. Punkt wspólny? Kwota jaką trzeba na niego przeznaczyć. I tu i tu nie gra roli.