Oprócz Kołodzieja w SEC jeżdżą też: Dudek, Woryna, Kubera i Zengota. Dwa razy swoją szansę dostał też świeżo upieczony uczestnik GP 2024, czyli Szymon Woźniak. Tak naprawdę jednak realnej szansy na złoto upatrywaliśmy raczej tylko u Kołodzieja, bo po pierwsze jest w kapitalnej formie, po drugie w końcu ktoś musi to dla Polski zrobić, a po trzecie on sam wiedział, że w praktyce to dla niego jedyna szansa powrotu do Grand Prix. Na dziką kartę nie ma co liczyć, bo działacze wolą młodszych, którzy jeszcze poważniejszej szansy nie mieli. Kołodziej już miał i jej nie wykorzystał. Niestety jeszcze przed rozpoczęciem cyklu, Polak doznał kontuzji która wykluczyła go z udziału w pierwszym finale, w Częstochowie. Wydawało się, że poniesione tam straty praktycznie już na tamtym etapie "załatwią" mu temat złota. Dwa kolejne występy miał jednak na tyle dobre, że rozbudził nadzieje. Finalnie jednak raczej nie do dogonienia będzie Mikkel Michelsen, który jedzie bardzo równo, nie miewa wpadek i przed ostatnim turniejem ma nad Kołodziejem aż dwanaście punktów przewagi. A po drodze jest przecież jeszcze mistrz turniejów SEC, czyli Leon Madsen. To nasze przekleństwo. Polacy to stworzyli, ale złota nie mamy Żużlowe mistrzostwa Europy przez wiele lat były traktowane po macoszemu, mówiono że to zawody dla węgierskich czy słoweńskich półamatorów. Nasza reprezentacja tam przeważnie składała się tam z tych, którzy nigdy nie mieliby szans jazdy, gdyby wystawiono najsilniejsze składy. Wszystko zmieniło się, gdy powstał cykl SEC. Przywrócono tej rywalizacji należyty prestiż, bo przecież to walka o tytuł najlepszego żużlowca w Europie. I choć cykl stworzyli Polacy, aż do teraz nie możemy doczekać się złotego medalu. To już jedenasta edycja SEC. Do tej pory żadnemu z biało-czerwonych nie udało się stanąć na najwyższym stopniu podium. Mamy medale (choćby zeszłoroczny Kołodzieja), ale nadal nie mamy tego najcenniejszego. I wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie będzie go także w tym roku. Choć tym razem w dużej mierze na skutek pecha. Można by tu napisać, że za rok musi się udać, bo ile można czekać, a mamy przecież tylu klasowych żużlowców. Historia jednak nauczyła nas pokory, bo do tej pory marzenia polskich kibiców ani razu się nie ziściły.