Kto by się spodziewał, że niby niewinne zdjęcie Frasera Bowesa z haratającym w gałę komentatorem - Tomaszem Dryłą na zagranicznym zgrupowaniu Motoru Lublin rozpęta w żużlowym środowisku taką burzę z piorunami. Koszulka Motoru jak płachta na byka Na widok paradującego w trykocie Motoru znanego sprawozdawcy Canal+ wielu kibiców dostało białej gorączki połączonej z palpitacją serca. Kontrowersja? W moim odczuciu wyszło bardzo niezręcznie. Gdyby Dryła miał na sobie uniwersalną koszulkę, a nie żółtą, w barwach Motoru, aż tak bardzo ludzi by to w oczy nie zakuło. Wystarczyło ją zmienić, albo przebrać i byłoby po problemie. Dryła od zawsze afiszował ze swoją sympatią do aktualnych drużynowych Mistrzów Polski. Gdy ma akurat wolne, często prowadzi spikerkę na stadionie Motoru, kumpluje się z prezesem klubu - Jakubem Kępą, ma zażyłe relacje z zawodnikami i ogólnie "na mieście" żartuje się, że jest taką nieformalną maskotką klubu. Ta cała chryja nie ujrzałaby światła dziennego, a przynajmniej nie urosłaby do takich rozmiarów, gdyby nie nieszczęsna fotka Bowes’a, która moim zdaniem wypłynęła przez przypadek. W pilnie strzeżonych i przefiltrowanych mediach społecznościowych klubu oraz na profilach kolejnych zawodników próżno znaleźć Dryłę w innych aktywnościach z zespołem Motoru więc musiało dojść do jakiegoś niedopatrzenia, za które Australijczyk już pewnie zdążył dostać po uszach. Nowy szef redakcji żużlowej Canal+ - Maciej Glazik stara się bagatelizować sprawę i robić dobrą miną do złej gry. Napisał, że Dryła jest na obozie Motoru służbowo i kręci tam materiał dla głównego nadawcy PGE Ekstraligi. Nie kupuję tego typu tłumaczeń, nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Zdjęcia sprawozdawcy miały nie wypłynąć, a jego obecność między lublinianami próbowano utrzymać w tajemnicy. Przepraszam, ale facet nie jest reporterem telewizji klubowej tylko stacji komercyjnej, w której dostaje przeważnie do komentowania najatrakcyjniejsze mecze w kolejce. Już dla samego świętego spokoju, prewencyjnie wysłałbym na wyprawę z Motorem innego dziennikarza. Tak, żeby nie podsycać podejrzeń i nie prowokować kibiców. Przestroga z PKO Ekstraklasy Dryła jest w jakimś sensie osobą publiczną, powszechnie szanowaną i podobnym zachowaniem niepotrzebnie jeszcze dolewa oliwy do ognia. Znów po rozpoczęciu rozgrywek wzmogą się podejrzenia o stronniczość komentatora, gdy tylko zostanie wysłany na spotkania Motoru. I w sumie, to nawet dość zastanawiające, że wywołujący aż tyle skrajnych emocji komentator ma takie fory u swoich pryncypałów. Z tymi upodobaniami kibicowskimi trzeba coraz mocniej uważać, a przestrogą powinno być niedawne zdarzenie z PKO Ekstraklasy. Ostatnio siedzący na wozie VAR sędzia wyleciał z roboty za to, że pokazał znak "eLki", charakterystyczny dla fanów Legii Warszawa. W piłce nożnej jest mnóstwo znanych dziennikarzy, którzy kibicują zespołom rozsianych po całej Polsce, a jednak nie okazują tego na zewnątrz. Oni mają świadomość, że to mogłoby się nie spodobać kibicom, dlatego wolą zaoszczędzić nerwów i sobie i im. A może właśnie przez takie sytuacje, jak ta z Dryłą, żużel postrzegany jest jako sport niszowy, nieco przaśny, w którym brakuje profesjonalizmu na wielu szczeblach?