Adams nie bez przyczyny zyskał sobie miano jednego z największych dżentelmenów speedway`a. Zawodnik z Antypodów nigdy nie stwarza na torze niebezpiecznych sytuacji. Jedni chwalą mu to, inni twierdzą, że brak bezwzględności i brawury sprawia, iż "Kangur"; nigdy nie zostanie mistrzem świata. Piątkowy karambol był jednym z najgorszych w karierze żużlowca. Na skutek zderzenia z przeciwnikami w czasie meczu na Wyspach Brytyjskich Adams trafił do szpitala, gdzie stwierdzono wybicie barku. - Obecnie przechodzę rehabilitację i wracam do zdrowia, by wziąć udział w sobotnim Grand Prix Słowenii. To będzie bardzo trudne, ale taki właśnie jest mój cel. Odczuwam dolegliwości z powodu wybicia barku, a także licznych obtarć i potłuczeń, jakich doznałem w skutek tego upadku - informuje Adams na łamach oficjalnego serwisu Speedway Grand Prix. Australijczyk musiał zrezygnować z niedzielnego spotkania w lidze polskiej, gdzie broni barw Unii Leszno. Nie pojawi się również w najbliższych dniach w Szwecji ani w Anglii. Włodarze ekip, które reprezentuje oczekują jego powrotu, bo Australijczyk to najsilniejszy punkt każdego z zespołów. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wrócić na tor tak szybko jak to będzie możliwe. Rozgrywki weszły przecież w decydującą fazę i poza Grand Prix czekają mnie w moich drużynach ważne spotkanie w Polsce, Anglii i Szwecji - zdaje sobie sprawę Adams. Szczęśliwa passa zawodnika została brutalnie przerwana. Tuż przed zakończeniem tegorocznych rozgrywek doznał urazu, którego wyleczenie wcale nie jest łatwe. - Dotąd w mojej karierze miałem wiele szczęścia i kontuzje mnie omijały - wspomina Leigh Adams. Miejmy nadzieję, że doświadczony żużlowiec szybko wróci do pełni sił i dalej będzie bezkolizyjnie ścigał się na żużlowych torach. Przypomnijmy, że w tym roku trzy razy stawał na najwyższym stopniu podium w turniejach cyklu Grand Prix. W walce o mistrzostwo świata zajmuje II pozycję, tracąc 31 punktów do Nicki Pedersena. Konrad Chudziński